U źródeł po prawdę

O trudnej historii, która zaczęła się w Płocku, i o liście w Watykanie, 
który wciąż czeka na odpowiedź, z autorem najnowszej książki „Święte Oficjum a mariawici” ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem rozmawia ks. Włodzimierz Piętka.

Moja książka ma przede wszystkim charakter dokumentacyjny – przedstawiam w niej, tłumaczę i streszczam niemal wszystkie zachowane w Tabularium, czyli Archiwum Kongregacji Nauki Wiary, dokumenty dotyczące kwestii mariawickiej. Dodam, że nie bez wzruszenia brałem do ręki nieznane dotąd wskazania św. Piusa X, pisma bł. abp. Nowowiejskiego czy Marii Franciszki Kozłowskiej, ks. Adama Sapiehy, późniejszego legendarnego arcybiskupa Krakowa, czy ks. Jana Ziei. 


Co było największym zaskoczeniem i odkryciem w badaniu „kwestii mariawickiej” w Watykanie?


Przede wszystkim okazało się, że w Stolicy Apostolskiej bardzo dokładnie ją badano, czego dowodem są interwencje samego św. Piusa X, co najmniej kilka posiedzeń całej Kongregacji Świętego Oficjum w tej sprawie, a także nieznane dotąd badaczom, wielostronicowe druki wewnętrzne, publikowane przez konsultorów Świętego Oficjum dla papieża i kardynałów – członków tej kongregacji. Nieprawdziwe jest zatem dość rozpowszechnione twierdzenie, że Stolica Apostolska potępiła mariawitów bez głębszego zbadania sprawy. W tych drukach wewnętrznych, a potem także w samej antymariawickiej encyklice „Tribus circiter” z 1906 roku, wskazuje się błędy w tzw. objawieniach Marii Franciszki Kozłowskiej i relacji złożonej przez nią przed komisją, powołaną przez ówczesnego biskupa płockiego. Niezgodny z rzeczywistością jest zatem zarzut, że u podstaw potępienia nie znajdowały się żadne kwestie natury dogmatycznej. 

Okazało się także, że decydującego głosu w odrzuceniu mariawityzmu nie miał – jak dotąd twierdzono – biskup płocki Jerzy Szembek, bowiem najbardziej zabiegał o to arcybiskup warszawski Teofil Chościak-Popiel. Oczywiście, jak zawsze, warto było być może jeszcze rozmawiać, czekać. Tej cierpliwości obu stronom chyba zabrakło.


Ale wyniki poszukiwań w Tabularium to również kwestie trudne w dialogu katolicko-mariawickim.


Tak, i one pojawiły się już w toku prac komisji. Kiedy dotarły do nas pierwsze fotokopie dokumentów, przechowywanych w Kongregacji Nauki Wiary, bracia mariawici dostrzegli, że zawarty tam łaciński przekład podstawowej księgi objawień Marii Franciszki Kozłowskiej odbiega od tekstu oryginalnego, że pominięto w nim pewne fragmenty, skrócono. Moja pierwsza wizyta w Rzymie była spowodowana tym faktem, bo w toku naszego dialogu pojawiło się podejrzenie o fałszerstwo. Dotyczyło ono – chociaż nigdy bracia mariawici nie powiedzieli tego wprost – albo kurii płockiej, albo Kurii Rzymskiej. 

Dobrze pamiętam, jak 3 lutego 2009 roku dotarłem do tego tekstu „objawień”, który sami mariawici blisko 100 lat wcześniej przekazali biskupowi płockiemu, ten z kolei przesłał go do Stolicy Apostolskiej. Okazało się, że w tekście tym znajdują się wszystkie wspomniane skróty czy też pominięcia. Z jakichś powodów pierwsi mariawici opuścili te fragmenty. Kilka miesięcy później, gdy w sierpniu 1903 roku delegacja mariawicka pojechała do Rzymu, złożono już pełny tekst, który zachował się w archiwum. Sprawa ta stała się przedmiotem naszej dyskusji jeszcze w toku prac komisji mieszanej i jest przedstawiona w dokumencie „Ze źródeł kwestii mariawickiej”, wypracowanym przez nasz zespół. W mojej książce daję próbę jej szczegółowego rozwiązania.


Zaskoczeniem było dla mnie również pismo z 8 lutego 1906 roku, w którym przebywający wtedy w Rzymie czołowi księża mariawiccy Jan Kowalski i Roman Próchniewski żądają rychłego wystawienia przez papieża dokumentu następującej treści: „Maria Franciszka z domu Kozłowska, ustanowiona przez Boga Najświętszą, jest Matką Miłosierdzia dla wszystkich ludzi wezwanych i wybranych do zbawienia na te Ostateczne czasy Świata; wszystkim kapłanom Mariawitom jest przez Boga nakazane szerzenie Kultu Najświętszego Sakramentu i Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy na całym okręgu ziemi, bez jakikolwiek ograniczeń ani prawem kościelnym, ani prawami ludzkimi, ani zwyczajowymi, ani jakąkolwiek władzą Kościelną czy ludzką i jeśli ktoś ośmieliłby się przeciwko tej naszej deklaracji mówić, pisać lub działać, niechaj wie, że prowadzi do katastrofy wiary”. 
Później obaj przywódcy mariawiccy wycofali swoje żądania. Jednak z tego i dziesiątków innych dokumentów wynika, że idąc za kolejnymi „objawieniami” Marii Franciszki Kozłowskiej z lat 1899–1900, mariawityzm, podobnie jak wiele wcześniejszych tego typu ruchów, na początku XX wieku zaczął zmierzać w kierunku antykatolickiego millenaryzmu czy niezdrowego mesjanizmu. Piszę o tym w książce i do jej lektury osoby zainteresowane serdecznie zachęcam.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama