Niedziel tutaj dość trudno się doliczyć. Podobnie jak ludzi na ogromnym placu kościelnym. I Mszy św., których w piątek jest kilkadziesiąt. Ale po kolei.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a szczególnie w Dubaju, panuje wolność religijna – słyszę na każdym kroku. Nie ma problemu, by wyznawać swoją religię, nie ma problemu, by brać udział w nabożeństwach, a nawet w życiu parafii. To może zaskakiwać, bo przecież Emiraty to kraj muzułmański, a wyznawcy Allacha nie są na świecie znani z przesadnej tolerancji. Ten obraz jest nieco zniekształcony przez islamskich ekstremistów, ale faktycznie w większości krajów muzułmańskich chrześcijanie nie mają łatwego życia, a w wielu wyznawcy innych niż islam religii muszą się ze swoimi przekonaniami religijnymi ukrywać.
Dlaczego w Dubaju jest inaczej?
Merry Christmas w meczecie
Zanim to wyjaśnię, muszę się podzielić pewnym spostrzeżeniem. Lądując w połowie grudnia na ogromnym lotnisku w Dubaju, na każdym kroku widzę ozdoby świąteczne. Nie nawiązują wcale do jakiegoś święta muzułmańskiego, ale rozwieszono je z okazji Bożego Narodzenia. Odwiedzając ogromne centra handlowe, hole luksusowych hoteli, a nawet niewielkie sklepiki, wszędzie można natknąć się na choinki i święte Mikołaje. Swoją drogą dziwnie patrzy się na choinkę, widząc kątem oka pływających na deskach surfingowych i opalających się na plaży turystów.
Całkowicie zaskoczyła mnie mieszcząca się w jednym z meczetów niewielka piekarnia. Tam na półkach, obok dość kiczowatych ozdób świątecznych, wisiał napis „Merry Christmas” (czyli Wesołych Świąt Bożego Narodzenia). To może dziwić, bo za wyjątkiem symboli islamu w miejscach publicznych nie mogą pojawiać się żadne inne symbole religijne. No chyba że choinki i życzenia „Merry Christmas” nikt tu nie uważa za symbole świąt chrześcijańskich… Może one tak mocno zadomowiły się w popkulturze, że nie rażą nawet muzułmańskich oczu?
To możliwe, ale jest jeszcze jedno wytłumaczenie. Pieniądze. Na świętach Bożego Narodzenia można zarobić, a co jak co, ale pieniądze szejkowie naprawdę lubią. – Dodałbym do tego jeszcze jedno – mówi mi pracujący w Dubaju, w parafii Najświętszej Maryi Panny, Ukrainiec, ks. Jerzy Jurczyk. – Oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ten kraj powstał i funkcjonuje dzięki emigrantom, z których przeważająca większość to chrześcijanie. – Zatem ile chrześcijan mieszka w Dubaju? – pytam. – Tego nikt nie wie – odpowiada ks. Jerzy. – Wiemy jednak, że bardzo dużo. Wiemy też, że ten kraj został właściwie wybudowany przez chrześcijan. Głównie przybywających tu z Filipin i Indii – dodaje. Tutaj nie prowadzi się statystyk ludzi, którzy nie są obywatelami Emiratów.
Nie ma takiej potrzeby, bo każdy – czy to robotnik, czy lekarz – traktowany jest jako osoba przyjezdna i – chciałoby się powiedzieć – wyjezdna. Jako ktoś, kto wykona zleconą mu pracę i opuści teren Emiratów. Są więc obywatele pierwszej kategorii – muzułmanie pochodzący stąd – oraz obywatele drugiej kategorii, czyli cała reszta. Wśród tej reszty są także muzułmanie np. z Pakistanu czy Filipin, ale to nie ma żadnego znaczenia, podobnie jak to, w co ta reszta wierzy.
Tolerancja czy wolność?
I tutaj dochodzimy chyba do sedna tematu. W Dubaju, ale także w innych Emiratach, jest nie tyle wolność religijna, ile tolerancja. Różnicę wyjaśnia mi s. Ania Kożuszek ze zgromadzenia misjonarek kombonianek. – Tutaj nie ma problemu z chodzeniem do kościoła, ale niedzielna Msza musi być odprawiana w piątek, bo piątek jest u muzułmanów dniem wolnym od pracy. Dla tych, którzy pracują, niedzielna liturgia z niedzielnymi czytaniami odprawiana jest więc w piątek. Nie do pomyślenia jest też np. zorganizowanie procesji Bożego Ciała poza terenem kościelnym – mówi.
Chociaż wśród przechodniów na zatłoczonych ulicach Dubaju widziałem kilku z krzyżykiem na szyi, znalezienie kościoła jest tutaj nie lada wyzwaniem. Kościół nie może mieć wieży, nie może mieć też żadnych zewnętrznych znaków świadczących o tym, że to świątynia chrześcijańska, np. krzyża. Jedynie skromna tabliczka informuje, że za wysokim betonowym płotem (takim jak wszystkie dookoła) znajduje się teren kościelny. Widoczne znaki zewnętrzne mogłyby zostać zinterpretowane jako próba nawracania muzułmanów, a to jest tutaj surowo zabronione.
Nie wolno tego robić nikomu, nie tylko chrześcijanom. Oczywiście muzułmanin może nawracać, ale – jak przyznają wszyscy moi rozmówcy – jeżeli to się zdarza, to nienachalnie. Jednym ze sposobów tego nawracania jest ślub muzułmanina z chrześcijanką. Kobieta wtedy automatycznie musi przejść na islam. – Z czego wynika taka łagodność tutejszych muzułmanów? – pytam ks. Jerzego. – Moim zdaniem z kalkulacji. 85 proc. mieszkańców Dubaju to ludzie przyjezdni. A przeważająca większość z nich to chrześcijanie. Jak miałby funkcjonować ten kraj, gdyby nie była tolerowana religia większości? – pyta retorycznie. Próba oszacowania liczby chrześcijan jest trudna. Ale spróbujmy. W Emiratach Arabskich żyje ponad 9 mln ludzi, z czego mieszkańców bez obywatelstwa jest ponad 50 procent.
Szacuje się, że chrześcijan jest około 7–8 proc. ogólnej liczby mieszkańców, co daje 700–800 tys. ludzi. Większość z nich zamieszkuje Dubaj. W mieście działają dwie parafie katolickie. W większej, parafii pw. Najświętszej Maryi Panny, w piątki odprawianych jest ponad 20 Mszy Świętych. Tylko w głównym kościele jest aż 12 Mszy po angielsku. Kościół ma ok. 2 tys. miejsc siedzących, ale w sumie wchodzi do niego prawie 3 tys. ludzi. Na placu kościelnym, przed telebimami, stoi przynajmniej kolejny tysiąc. I tak od samego rana do późnej nocy. Równolegle 11 księży odprawia Msze w mniejszych kaplicach znajdujących się w zabudowaniach wokół kościoła. Są Msze dla konkretnych wspólnot, ale też takie, które łączą kilka, bo prowadzone są w jednym z wielu języków.
To oczywiste, że każda wspólnota chciałaby mieć tutaj własną liturgię, ale na to nie ma najmniejszych szans. Proboszcz parafii nie chce nawet tworzyć precedensu i choć ks. Jerzy mógłby odprawiać Mszę po polsku co tydzień, dostał pozwolenie na odprawianie jej raz w miesiącu. W pozostałe tygodnie mieszkający w Dubaju Polacy (zarejestrowanych w ambasadzie jest ich kilka tysięcy) uczestniczą w Mszach odprawianych w języku angielskim.
Lepiej siedzieć cicho
W Dubaju pierwsza parafia (pw. Najświętszej Maryi Panny) powstała jeszcze w latach 60. XX wieku. Napływ emigrantów rozpoczął się na dobre wraz z odkryciem ropy naftowej, a więc w późnych latach 70. Co ciekawe, dzwon do kościoła zafundował szejk Bin Saeed Al Maktum, władca Dubaju. Dzwon oczywiście nie może być zamontowany na wieży, bo kościół wieży nie ma. Zawieszony jest w ścianie świątyni. Nawet gdy dzwoni, jego dźwięk praktycznie nie jest słyszalny poza wysokimi murami, którymi otoczony jest teren kościelny.
Tak właśnie w praktyce wygląda tutaj tolerancja religijna. Nie mamy nic przeciwko tobie, pod warunkiem, że cię nie widzimy. Osoby, z którymi tutaj rozmawiałem, proszą, bym nie podawał zbyt wielu szczegółów ich pracy. Mają świadomość tego, że czasy są trudne. Nie obawiają się przy tym niebezpieczeństwa ze strony muzułmanów, którzy są obywatelami Emiratów, ale tych, którzy przyjeżdżają tutaj jako niewykwalifikowani robotnicy, np. z Pakistanu. Chociaż w Emiratach panuje monarchia absolutna, chociaż prasa jest cenzurowana, a informacje ściśle limitowane, nawet tutaj od czasu do czasu pojawiają się notatki o zlikwidowaniu grup terrorystycznych. Chrześcijanie obawiają się, że to właśnie ich bardzo żywe i liczne społeczności mogą być celem ataku czy prowokacji. Stąd kościoły są pod dyskretną obserwacją.
Jakiś czas temu władze nakazały, by we wszystkich obiektach kultu religijnego zostały zainstalowane kamery. Wiadomo też, że na Msze przychodzą czasami oficerowie służb specjalnych w cywilu. Nie stwarzają trudności i nie próbują wpływać na treści kazań. – W pewnym sensie mamy więcej wolności niż muzułmanie – śmieje się ks. Jerzy. – Imamowie, którzy przemawiają w tutejszych meczetach, są ściśle kontrolowani, a w czasie kazań mogą mówić tylko to, co zostało zaakceptowane przez ministerstwo religii. Nam nikt niczego nie narzuca, chociaż oczywiście mamy świadomość tego, w jakim miejscu żyjemy – dodaje.
– Tutejsi muzułmanie nas szanują, ale to oczywiste, że dla nich jesteśmy poganami – dodaje s. Anna. Dla islamskich fundamentalistów Emiraty Arabskie są solą w oku. To oaza spokoju w morzu niepokoju. Miejsce, w którym niezliczona liczba religii i wyznań żyje w zgodzie. Po niedawnych atakach terrorystycznych w Paryżu zarówno rząd, jak i szejkowie skrytykowali radykalnych islamistów, a w oficjalnych mediach krytykowane jest także tzw. Państwo Islamskie. Czy ten spokój da się utrzymać?
Cóż, nie da się przewidzieć przyszłości, ale można z pewną ironią założyć, że póki w Emiratach jest ropa, póki są pieniądze, wszystkim tutaj będzie zależało na utrzymaniu pokoju. A skąd wzięły się tytułowe trzy niedziele? Jedna jest w piątek, bo to dzień wolny od pracy. Drugim dniem wolnym jest tutaj sobota (chociaż jeszcze kilka lat temu tym dniem był czwartek).
Część osób właśnie w soboty przychodzi do kościoła. Soboty są także wolne od szkoły. Za wyjątkiem porannej Mszy pozostałe liturgie w sobotę mają więc czytania niedzielne. No i niedziela „właściwa”. Tutaj to zwykły dzień pracy, ale na wieczornej Mszy św. trudno się nawet przecisnąć przez plac kościelny. Trzy niedziele w jednym tygodniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."