Bliskowschodni chrześcijanie są przez świat totalnie opuszczeni. Zapomina się o tym, że są to ludzie cenniejsi niż wszelkie pokłady ropy naftowej czy zyski płynące z handlu bronią.
W tym zdecydowanym tonie wystąpił w obronie cierpiących wyznawców Chrystusa kard. Leonardo Sandri. Prefekt Kongregacji dla Kościołów Wschodnich przypomniał, że o ich losie nie można decydować tylko na bazie własnych interesów, ale trzeba respektować przysługującą im godność i włączyć ich w proces przywracania jedności i pojednania. Mówił o tym na międzynarodowym sympozjum o sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Zostało ono zorganizowane w Rzymie przez episkopat Niemiec.
„Przetrwanie chrześcijan w tym zapalnym regionie będzie możliwe, jeśli Kościoły nie ulegną rozproszeniu, tylko będą umacniały wzajemną wspólnotę i razem dawały świadectwo” – powiedział szef watykańskiej dykasterii. Podkreślił, że „bliskowschodni chrześcijanie albo wszyscy wspólnie wyginą, albo razem przetrwają”. Zależeć to będzie od tego, czy będą naprawdę „żywymi kamieniami, świadkami przesłania Ewangelii w słowach i czynach”.
Zwracając się do przedstawicieli międzynarodowej polityki kard. Sandri podkreślił, że wyznawcy Chrystusa nie mogą być dalej dla możnych tego świata tylko pionkami, którymi bezkarnie można rozgrywać własne interesy. Wytknął też politykom krótkowzroczność i to, że nie dostrzegają w bliskowschodnich chrześcijanach zaczynu, który może przemienić tamtejsze społeczeństwa, jak to już robił od wieków. Wskazał zarazem, że osłabienie czy wręcz wyniszczenie obecności chrześcijan na tym terenie mogłoby doprowadzić w łonie samego islamu do nasilenia napięć, które przez wieki wydawały się uśpione.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Nawiązują on do historii pastuszków, którzy zauważyli na polach betlejemskich jasność.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.