Nasz Kościół pęka, jesteśmy zbyt reformatorscy - alarmują biskupi anglikańscy w przeddzień najważniejszej konferencji teologicznej. Wierni boją się, że hierarchowie tym razem mają rację - pisze Gazeta Wyborcza.
Kiedy dziś rano arcybiskup Canterbury Rowan Williams otworzy najważniejsze spotkanie biskupów Kościoła anglikańskiego, puste będzie co czwarte miejsce. Aż tylu z 880 hierarchów z całego świata na znak protestu nie chce wziąć udziału w organizowanej co dziesięć lat konferencji w Lambeth. Zorganizowali własne spotkanie miesiąc temu.
"To sygnał, że Kościół anglikański ma poważne kłopoty, grozi mu rozłam" - pisze w "The Times" Ruth Gledhill, ceniona publicystka pisząca o religii na Wyspach. W podobnym alarmistycznym tonie komentują debatę w Kościele anglikańskim wszyscy specjaliści w Wielkiej Brytanii.
Ponad 77-milionowy Kościół pęka, bo nie ma jednolitego stanowiska co do wyświęcania na biskupów gejów i kobiet. Znaczna część hierarchów nie akceptuje tego, że w Kościele anglikańskim w USA biskupem New Hampshire został Gene Robinson - otwarcie deklarujący swój homoseksualizm. Nie tylko księża są przeciwko niemu.
- Żałuj za grzechy, żałuj, żałuj! - tak w ostatnią niedzielę w londyńskim kościele krzyczał do biskupa jeden z wiernych podczas mszy odprawianej przez Robinsona. Amerykanin był zmieszany, mszy nie przerwał, ale niesmak pozostał.
Z kolei w ubiegłym tygodniu Wielki Synod, czyli konferencja biskupów anglikańskich Anglii i Walii, otworzył drogę do najwyższych stanowisk kobietom. Z tym również nie chcą się pogodzić tradycjonaliści.
"Kościół amerykański pogwałcił zasady biblijne i nauczania chrześcijańskiego, konsekrując biskupa geja" - napisali w otwartym liście biskupi secesjoniści. Podobnie argumentują przeciwko kapłaństwu kobiet - że jest niezgodne z Biblią. I choć na konferencję w Lambeth nie dostał zaproszenia bp Robinson, którego święcenia pięć lat temu rozpoczęły ostry spór, to będzie on obecny podczas spotkań organizowanych na obrzeżach debat w Lambeth. Nie pomoże to w dialogu obu stron.
Spór o gejów i kobiety biskupów to nie tylko kłótnia teologiczna, lecz także walka anglikanów o przetrwanie. Większość liberalnych biskupów wywodzi się z USA i Europy. Hierarchowie, którzy grożą odejściem, reprezentują przede wszystkim Afrykę i część Azji - a więc regiony, w których najszybciej przybywa wiernych i z którymi Kościół wiąże największe nadzieje. Sami miesiąc temu zorganizowali konferencję w Jerozolimie, która miała być odpowiedzią na Lambeth. Udała się doskonale - okazało się, że biskupi tradycjonaliści reprezentują ponad połowę wszystkich wiernych anglikańskich.
Ugandyjscy hierarchowie wysłali nawet list do wszystkich zaproszonych na konferencję w Lambeth. Napisali zdecydowanie: "Kościół ugandyjski nie będzie obecny, ponieważ sensem spotkań w Lambeth jest stworzenie wspólnoty, a między naszym Kościołem i Kościołem amerykańskim wspólnoty już nie ma".
"To może być bolesne doświadczenie - napisał arcybiskup Rowan Williams o konferencji w Lambeth w specjalnym liście. - Mamy nadzieję, że ci, którzy do Lambeth przyjadą, będą tu zaangażowani w jednoczenie Kościoła. I że przybędą na tyle otwarci, że będą potrafili słuchać tych z zupełnie innym bagażem kulturowym".
Arcybiskup Desmond Tutu, laureat pokojowego Nobla, już wezwał do jedności. Ale nikt nie wie, czy takie wezwanie przekona konserwatystów.
Spotkanie w Lambeth dziesięć lat temu również miało burzliwy przebieg - wtedy zacięcie dyskutowano o kapłaństwie kobiet i o homoseksualizmie księży. Podział pomiędzy tradycjonalistami i liberałami był wyraźny, ale konferencja zakończyła się wydaniem specjalnej rezolucji, że Kościół będzie "wsłuchiwał się" w problemy gejów i lesbijek, równocześnie jednak uznaje praktyki homoseksualne za "niezgodne z Pismem".
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."