Do Taizé jak do źródła

"Wy, którzy tutaj jesteście, pojednajcie się i odkryjcie w Ewangelii ducha Błogosławieństw: radość, prostotę i miłosierdzie. Gdyby ufność serca była u początku wszystkiego... a każdy dzień - Bożym dzisiaj".

Z czasem do duchownych i intelektualistów zaczyna dołączać młodzież. Uczestniczy w modlitwie braci, podejmuje wraz z nimi poszukiwanie dróg pojednania. Liczba przyjeżdżających zwiększa się z roku na rok. W 1964 r. przez Taizé "przewija" się ok. 150 tys. pielgrzymów! "Na początku - opowiada brat Wolfgang - kilku braci żyło na zapadłej wsi, w spokoju budując wspólnotę. Nagle zaczęli przyjeżdżać ludzie, tysiące młodych. Podjęliśmy to wyzwanie. Powiedzieliśmy Bogu «tak». To zupełnie zmieniło nasze życie. Każdego dnia zaczynamy na nowo, jak Abraham, którego Bóg wyrwał z ustabilizowanego życia, dając do zrozumienia, że ma inny plan wobec niego".

W lutym 1969 r. młodzież zgromadzona na wzgórzu Taizé reprezentowała 42 narody. "Żyliśmy jak mały sobór młodych" - zanotował w swoim dzienniku brat Roger. Pytał sam siebie: "W obliczu zamętu w Kościele, jakiego gestu trzeba by dokonać, żeby uspokoić tych, którzy się zachwiali oraz umocnić tych, którzy podjęli zaangażowanie? Przeczuwam, że czynem, który należy spełnić, będzie wymagające i odnawiane w następnych latach spotkanie: przez jakiś czas trzeba pracować i szukać. Ciągle na nowo narzuca się ta sama myśl: owym tak wymagającym spotkaniem będzie sobór młodych". "Zaczynajcie!" - zachęcał Rogera papież Paweł VI.

30 sierpnia 1974 r. 40 tys. osób, wśród których byli wysokiej rangi przedstawiciele Kościołów chrześcijańskich, uczestniczyło w otwarciu soboru młodych w Taizé. Zawarte w wydanym z tej okazji "Liście do ludu Bożego" wezwanie do pojednania nie spotkało się ze spodziewanym odzewem. Prace soboru zostały zawieszone. Przyjeżdżającym do Taizé młodym bracia zaproponowali pracę formacyjną, polegającą na trwających tydzień spotkaniach, których celem jest pogłębianie związku z Chrystusem, szukanie w nim źródła pojednania.

Rozrosła się też sama Wspólnota. Do braci wywodzących się z tradycji protestanckiej dołączyli pod koniec lat sześćdziesiątych katolicy. Jeden z nich, ks. Marcel, został nawet proboszczem w Taizé. Parafia ta, z siedzibą w romańskim kościółku pw. św. Marii Magdaleny, obejmuje także kilka okolicznych wiosek. Od początku brat Roger żywił przekonanie, że dla przywrócenia jedności konieczne jest w pierwszym rzędzie pojednanie z Kościołem rzymskim. "Już zwykła obecność wśród nas braci katolików - stwierdzili bracia podczas dorocznej rady w 1969 r. - skłania nas do coraz głębszego przeżywania antycypacji jedności przez trwanie w komunii z tym, który pełni posługę sług Bożych [chodzi o posługę papieża-biskupa Rzymu - P.B.]. Nikt nie żąda od nas, abyśmy z tego powodu wyrzekali się naszych Kościołów; przecież to one udzieliły nam wiary. Staramy się natomiast we własnym życiu pojednać Kościoły, z których się wywodzimy i Kościół katolicki, rozłączone przez rozwód".

Założyciel Taizé nie wyobrażał sobie, aby jego Wspólnota mogła żyć z dala od rzeczywistych problemów ludzi. Chciał, by bracia byli autentycznymi i skutecznymi znakami pojednania, zaufania i pokoju. Już w 1951 r. dwaj spośród dwunastu pierwszych braci (Pierre i Axel) zamieszkali w Montceaules-Mines, ubogim górniczym miasteczku, odległym o 30 km od Taizé. W ten sposób powstała pierwsza fraternia. Odtąd część braci opuszcza na pewien czas Taizé, aby w różnych częściach świata dzielić życie tych, którzy są opuszczeni, pozbawieni praw, żyją w nędzy, potrzebują pomocy. Po Montceau-les-Mines przyszła kolej na m.in. Algierię, Wybrzeże Kości Słoniowej, Niger, Chile, Brazylię, Bangladesz, ubogie dzielnice Nowego Jorku, Nairobi, Kalkuty i Seulu. Wiele z tych fraterni już nie istnieje - zawsze mają one charakter tymczasowy. Bracia zamieszkali również w Rzymie, dokąd zaproszono ich, aby pomagali w pracy duszpasterskiej wśród młodzieży.

Sam brat Roger w geście solidarności z najbardziej doświadczonymi mieszkańcami Ziemi zaczął odwiedzać strefy najbardziej dotkliwego ubóstwa. Spędził kilka tygodni w Chile, w Kalkucie, mieszkał na starej dżonce w porcie w Hongkongu, dzielił życie Kenijczyków w osiedlu zbudowanym z tekturowych baraków. Był też w murzyńskim Soweto w RPA i wśród ofiar trzęsienia ziemi w południowych Włoszech (mieszkał wtedy w przyczepie), w Libanie i Haiti. Odwiedził dotkniętą suszą Etiopię, a także mieszkańców slumsów w Madrasie i Manili. W Nowym Jorku zatrzymuje się zawsze w dzielnicy zwanej piekielną kuchnią - Hell's Kitchen.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |