Wielkanoc: Christos woskriesie

Podczas "Strastnaj Siedmicy", czyli Wielkiego Tygodnia Męki Pańskiej, wizerunki świętych w ikonostasie jeszcze bardziej ciemnieją. Słoneczne plamy złota za ich plecami przygasają, jakby świat się kończył i nawet archaniołowie Michał i Gabriel, strzegący bocznych wrót diakońskich, nic na to nie mogą poradzić.

Nad ołtarzem pali się tylko jedna lampka, a wnętrze cerkwi rozświetlają świece palone za zmarłych i za żywych.

Dopiero w Wielką Sobotę ks. proboszcz mitrat Sergiusz Dziewiatowski zmienia szaty liturgiczne z ciemnych na białe. Przed północą, w czasie nabożeństwa połunoszcznicy, biały całun, okrywający grób Pański, zostaje uroczyście przeniesiony na prestoł, czyli stół ofiarny, najświętsze miejsce w cerkwi.

Odtąd królewskie wrota w środku ikonostasu otwierają się na głębię ołtarza i kapłan nie zamyka ich przez całą Swietłą Siedmicę, czyli tydzień wielkanocny. - Grób Pański też był otwarty, kamień leżał z boku - mówi Proboszcz. Tuż przed północą wierni wychodzą ze świątyni, aby obejść ją trzykrotnie w procesji. W mroku może się wydawać, że kopuły cerkwi poruszają się w rytm dzwonów. - Christos woskriesie! Chrystus zmartwychwstał! - słychać gromki głos otwierającego drzwi ks. Sergiusza. A potem już świątynia napełnia się dźwiękami troparionu paschalnego Christos woskriesie z miertwych, smiertiu smiert popraw, "Chrystus powstał z martwych, śmiercią śmierć pokonał i będącym w grobach życie darował". Światło bucha znad ołtarza rozświetlonego siedmioma lampkami. Złoto w ikonach nabiera blasku, iskrzy się mitra na głowie batiuszki, a wiernym, nawet tym przychodzącym tu tylko raz do roku, płoną oczy. Chór prawie doskonale, w pełnej harmonii głosów intonuje kanon św. Jana z Damaszku. Wszyscy z mocą, jak najlepsze instrumenty, poddają się tej melodii, wznoszącej i opadającej, jak wdech i wydech, jak oddychanie.
- Christos woskriesie, Chrystus zmartwychwstał, Woistinu woskriesie - Zaprawdę zmartwychwstał! - słychać, jak opuszczający świątynię po Jutrzni pozdrawiają się w mroku. Jest prawie trzecia rano. Zbyt wcześnie, żeby wszyscy mogli dojechać do domów, a poza tym wielu chce pobyć ze sobą dłużej. Dlatego ks. Sergiusz z żoną Elżbietą zawsze organizują wspólny świąteczny poczęstunek. Tradycyjną potrawą jest "pascha" - masa z sera, cukru, masła, bakalii, którą pani Elżbieta, mieszając, podgrzewa tak, żeby się nie zagotowała, a potem wiesza w płótnie nad wanną, żeby odsączyć wodę i tłuszcz.

- Jest pyszna, ale bardzo kaloryczna - śmieje się.
Sosnowiecka cerkiew pod wezwaniem Wiery, Nadziei, Luby i Zofii (trzech, żyjących w III w. rzymskich dziewczynek, męczenniczek za wiarę, i ich matki) jest świątynią parafialną dla wiernych prawosławnych z całego województwa śląskiego, z terenów sięgających aż pod Częstochowę, Opole, Cieszyn.
- Nasza wspólnota to prawdziwa mozaika narodowościowa - mówi ks. proboszcz Dziewiatowski. - W jej skład wchodzą Polacy, wierni pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego, rosyjskiego, jest kilku Bułgarów, Jugosłowian, Greków, Ormian. Nie jesteśmy tak liczni, dlatego dobrze się znamy, nawiązujemy bliższe więzi.

Żona Elżbieta przyznaje, że utrzymuje kontakty z większością parafian: - Zwykle całujemy się na przywitanie, jesteśmy sobie bliscy.
- Wielkanoc to święto świąt - wyjaśnia Ks. Proboszcz. - W języku rosyjskim woskriesienie, czyli niedziela, znaczy zmartwychwstanie, a więc każda niedziela jest małą Paschą. Ciekawe, że w Związku Radzieckim przez tyle lat zachowała się tak wiele mówiąca nazwa.
- Wcielenie nie miałoby sensu, gdyby nie było zmartwychwstania, Święta Wielkanocne koronują cały rok liturgiczny - mówi ks. Jarosław Antosik z Radomia, wyświęcony dwa lata temu. Lubi odwiedzać proboszcza Dziewiatowskiego, bo - jak twierdzi - najlepsza nauka kapłaństwa to obserwowanie pracy doświadczonych księży.

Nieustannie zachwyca go misterium liturgii Wielkanocnej:
- Człowiek nie może pozostać wobec niej obojętny. Oddziałuje na wszystkie zmysły, na to, czym nasza dusza odbiera otaczający świat.
Misterium jest grą zapachu kadzidła, światła i ciemności, śpiewu w języku staro-cerkiewno-słowiańskim.
- Zachowując język starocerkiewny, wyrażamy swoje przywiązanie do tradycji, a poza tym funkcjonuje w nim wiele idiomów, wyrażeń nieprzetłumaczalnych na polski - opowiada ks. Dziewiatowski. - Wierni uczą się starocerkiewnego od dzieciństwa, sam im wchodzi w pamięć, kiedy się modlą. Znamienne, że kiedy w cerkwi we Wrocławiu zaczęto sprawować liturgię po polsku, to ubyło wiernych...

Panie Janina, Iwona i Ludmiła dobrze znają staro-cerkiewno-słowiański. Co niedzielę śpiewają w chórze parafialnym, liczącym dwadzieścia osób. Przed świętami spotykały się częściej na próbach, bo trzeba było ćwiczyć teksty, śpiewane przecież tylko raz w roku. Iwona, jeszcze studentka, jest najbardziej dyspozycyjna, bo choć śpiewa sopranem, to kiedy nie ma nikogo z altów, chętnie go zastępuje. Chórzystką jest od liceum.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |