Bardzo optymistycznie oceniam to, co wydarzyło się w moim życiu – to wszystko jest dla mnie świadectwem Bożego działania.
ŁUKASZ OSTRUSZKA.: Panie profesorze, czy czuje się Pan trochę jak egzotyczny przypadek w świecie polityki? Ewangelicki premier w rzymskokatolickim rządzie, w rzymskokatolickim kraju?
JERZY BUZEK: Czuję się całkiem normalnie, bo Polska jest krajem chrześcijańskim. To jest najważniejsze. Przynajmniej większość z nas łączy wiara w Jezusa Chrystusa i przynależność do jednej ojczyzny. To są tak silne czynniki łączące, że wszystkie inne sprawy mają mniejsze znaczenie.
A czy odrębność wyznaniowa pomagała Panu, czy też sprawiała trudności?
– W Polsce nie miałem z tym trudności, bo jesteśmy od wielu stuleci krajem tolerancyjnym. To właśnie tutaj schronienie znajdowali ludzie prześladowani w innych krajach. Mamy pod tym względem wspaniałe tradycje.
Mój wybór na premiera polskiego rządu w sytuacji, kiedy ewangelików jest grubo poniżej jednego procenta w naszym kraju, jest najlepszym dowodem pełnej otwartości. Jedyne komplikacje pojawiły się w kontaktach ze współwyznawcami, którzy dziwili się na przykład mojemu uczestnictwu w rzymskokatolickich uroczystościach.
Uważam, że jest to zupełnie normalne, absolutnie niezbędne, jeśli Polak chce reprezentować Polskę i wszystkich obywateli kraju, a nie tylko wybranych. To w żaden sposób nie zagrażało mojej integralności czy moim przekonaniom ani temu, że pozostałem wierny mojemu wyznaniu, w którym zostałem ochrzczony i wychowany.
Jerzy Pilch mówi, że ukształtowali go wiślańscy luteranie. Co ukształtowało osobowościowo i politycznie Jerzego Buzka?
– Pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego i na tym terenie w czasach, kiedy byłem młodzieńcem, więcej było ludzi wyznania ewangelickiego. Urodziłem się na Zaolziu i na tym styku polsko-czesko-słowacko-niemieckim było to wielkie wyzwanie polskości i obrona tego przed agresywnym działaniem z zewnątrz.
W Chorzowie, czy szerzej na Śląsku, gdzie dojrzewałem, była mieszanka narodowości, wyznań, kultur i takie właśnie środowisko mnie ukształtowało. Dlatego jestem otwarty i wrażliwy na odczucia i przekonania innych ludzi. Nie zmieniają one moich przekonań i odczuć, ale wiem, że mają one prawo być inne niż moje. Środowisko wiślańskie nie miało takiej różnorodności, w związku z tym pana Jerzego Pilcha ukształtowały jednak inne warunki niż mnie.
Polityka często kojarzy się z brudem, mówiąc kolokwialnie, ze zgniłymi kompromisami. Jak Pan profesor sobie radził z dylematami z tym związanymi?
– Kompromis, o którym myślę, nie ma nic wspólnego z brudną polityką. Brudna polityka to polityka nieuczciwa. Jeśli w kompromisie mówimy wyraźnie, jakie sprawy możemy osiągnąć, a jakie nie i mówimy też dlaczego, to jest on uczciwy. Musimy się porozumieć z innymi partnerami na scenie politycznej, by osiągnąć cokolwiek.
Polityka nie jest sprawą osiągania rzeczy idealnych, tylko takich, które w danym momencie są możliwe, a jednocześnie nie naruszają naszego świata wartości i przekonań. Kompromis to jedyny sposób posuwania spraw publicznych do przodu. Trzeba zawierać go w sposób uczciwy, otwarty i znany wszystkim.