Przeor Taizé o aktualności misji Wspólnoty w 80. lat od jej powstania

Wywiad przeprowadzony przez Charlesa de Pechpeyrou dla watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano”.

O dziedzictwie oraz aktualności misji utworzonej przed 80. laty Wspólnoty z Taizè, wyzwaniach świata w obliczu kryzysu zdrowia publicznego związanego z pandemią koronawirusa, ale także kryzysu gospodarczego i społecznego mówi w wywiadzie dla watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano” brat Alois. Następca jej założyciela, Brata Rogera podkreśla także stałą aktualność intuicji swojego poprzednika, który zmarł tragicznie 16 sierpnia 2005 r. w wieku 90 lat. Wyraził nadzieję, że jedność i solidarność zwyciężą nad pokusą zamykania się w sobie.

Oto całość wywiadu przeprowadzonego przez Charlesa de Pechpeyrou w tłumaczeniu na język polski:

OR: Taizé obchodzi w tym roku 80-lecie swojego istnienia. Czy może nam Brat powiedzieć, co się zmieniło – a co nie – we wspólnocie między rokiem 1940 a 2020?

– W 1940 roku brat Roger sam realizował plany utworzenia wspólnoty. Dziś jest nas setka braci. To wielka zmiana. Ponadto co roku przyjmujemy także tysiące ludzi młodych ze wszystkich kontynentów i jest to kolejna wielka ewolucja, która także i dziś nas zadziwia. To, co się jednak nie zmieniło, to serce naszego powołania. Kiedy brat Roger przybył do Taizé w sierpniu 1940 roku, sytuacja na świecie bardzo różniła się od dzisiejszej. Jednakże jego pierwsza intuicja pozostaje głęboko aktualna: wprowadzenie życia duchowego, poszukiwania Boga tam, gdzie istnieją rozdarcia świata. Wówczas była to kwestia przyjęcia uchodźców – zwłaszcza Żydów – podczas II wojny światowej. Dziś nadal przyjmujemy w Taizé uchodźców, a niektórzy z naszych braci mieszkają w małych wspólnotach w miejscach szczególnie bezbronnych we współczesnym świecie. W latach, które nastąpiły po powstaniu wspólnoty, pierwsi bracia, którzy dołączyli do Brata Rogera, żyli z pracy na roli, w bardzo prostych warunkach. Dziś nadal zarabiamy na życie własnymi rękoma, na różne sposoby, nie przyjmując darowizn, podarunków czy spadków. Inspiruje nas nadal Reguła, którą nasz Założyciel napisał na początku lat pięćdziesiątych: odnotował w niej istotne uwagi duchowe, jakie adresował do swoich braci. Wśród nich wyodrębniłbym dwie: pragnienie bycia obecnym w naszym czasie, będąc zawsze czujnymi na wezwania, jakie kieruje do nas Ewangelia; oraz poszukiwanie jedności wśród chrześcijan, nie jako celu samego w sobie, ale jako świadectwa Ewangelii, a także jako czynnika pokoju dla całej ludzkości. Natomiast nigdy nie zmieniła się regularność naszej wspólnej modlitwy, trzy razy dziennie, pomimo że zmieniły się jej formy wyrazu, zwłaszcza poprzez tak zwane śpiewy z Taizé.

OR: W jaki sposób wyraża się wymiana opinii między różnymi pokoleniami, które były i są obecne we Wspólnocie?

– We Wspólnocie przeżywamy na co dzień ten dialog między pokoleniami: między braćmi starszymi, którzy przybyli do Taizé sześćdziesiąt czy nawet siedemdziesiąt lat temu, a młodszymi, którzy w większości nie znali Brata Rogera. Istnieją oczywiście znaczne różnice. Jesteśmy bardzo wdzięczni pierwszym pokoleniom, które potrafiły towarzyszyć zmianom we Wspólnocie, na przykład w przyjmowaniu młodych lub w modyfikacjach liturgicznych. Z pielgrzymami powstaje rzecz jasna piękna platforma dialogu: co tydzień najliczniejsza jest młodzież, ale są też dorośli, rodzice z dziećmi, osoby starsze. Między nimi jest wiele wymiany myśli i ten wymiar spotkania wydaje mi się bardzo ważny. A potem inny aspekt sprawia mi radość: kiedy młodzi ludzie tłumaczą mi, że przybyli dzięki sugestii rodziców czy dziadków, czasem nawet razem z nimi. Trzy pokolenia, które znalazły drogę na nasze małe wzgórze, to nas porusza.

OR: Jak udaje się w Taizé zachować ciągłość przez lata, podczas gdy inne ruchy zrodzone po wojnie zdają się z upływem czasu gasnąć?

– My sami, jako pierwsi jesteśmy zadziwieni tą ciągłością. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale postrzegam ją jako jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaką pozostawił nam Brat Roger: na przestrzeni wszystkich przemian, jakie zachodziły z pokolenia na pokolenie, zawsze nalegał, aby trzy modlitwy wspólne pozostały w centrum spotkań młodych, a z drugiej strony zawsze wzywał nas, abyśmy byli przede wszystkim ludźmi, którzy słuchają uczestników tych spotkań. Nigdy nie chciał tworzyć zorganizowanego ruchu, sugerując raczej, aby Taizé pozostawało miejscem w którym przebywa się krótko i idzie dalej, żeby czerpać ze źródeł wiary. Każdego wieczoru w kościele, po wspólnej modlitwie, wraz z braćmi jesteśmy do dyspozycji tych wszystkich, którzy chcą porozmawiać w cztery oczy. I uderza mnie wyrażana przez wielu z nich głębia pragnienia duchowego. Dziś wydaje się, że dla młodych pokoleń wiara jest często związana z konkretnym zaangażowaniem. Z drugiej strony, najmłodsi są bardzo świadomi kwestii ekologicznych. Nie tylko o nich mówią, ale chcą podjąć konkretne zaangażowanie, aby ocalić środowisko. Dlatego do nas należy podążanie u ich boku i pomaganie im w nawiązaniu więzi z wiarą. Często oczekują od Kościoła mocnych słów w tych sprawach.

OR: Piętnasta rocznica śmierci Brata Rogera, zamordowanego 16 sierpnia 2005 r. przez niezrównoważoną kobietę, obchodzona była również kilka dni temu w Kościele Pojednania w Taizé. W jaki sposób jego duchowe i ludzkie dziedzictwo jest zawsze obecne?

– To prawda, te dwie rocznice są dla nas wielką okazją, aby podziękować za życie i pracę naszego założyciela. Nie jest to kwestia spoglądania wstecz, ale wspólnego cieszenia się z wszystkich owoców, które jego życie nadal przynosi. Jeśli chodzi o Kościół, jego najważniejszym wkładem pozostaje niestrudzone dążenie do jedności. Od samego początku brat Roger pragnął umieścić poszukiwanie jedności w centrum wspólnoty, aby doświadczyła jedności zanim będzie o niej mówiła. Także dzisiaj bracia, którzy dorastali w różnych Kościołach, a teraz żyją pod tym samym dachem, starają się antycypować przyszłą jedność. Jedność rodziny ludzkiej była główną ideą, troską, która naznaczyła całe życie Brata Rogera. Po drugiej wojnie światowej pojawiła się pilna potrzeba: pojednania między podzielonymi narodami. Chociaż problemy oczywiście się zmieniły, uważam, że ważność jedności naszej ludzkiej rodziny pozostaje nadal zadaniem pilniejszym niż kiedykolwiek. Trzeci wkład pozostaje bardzo aktualny: świadectwo, że nie ma sprzeczności między życiem wewnętrznym a solidarnością, lecz przeciwnie, głęboka więź. Jak powiedział prawosławny teolog Olivier Clément, młodzi z Taizé mogą dokonać tego zaskakującego odkrycia: nic nie jest bardziej odpowiedzialne niż modlitwa. Wreszcie, w obrębie wspólnoty Brat Roger nalegał na życie braterskie: chciał, abyśmy byli jednym ciałem, aby wyrazić „przypowieść o komunii”. Cieszę się, że nadal żyjemy posilając się tą intuicją. Nigdy naszym celem nie będzie stawanie się wielką instytucją. Zamierzamy natomiast pozostać małą wspólnotą, w której więzy braterskie mają pierwszeństwo przed wszystkim innym.

OR: Jak Wspólnota z Taizé i wasza strona internetowa musiały się zreorganizować w obliczu pandemii koronawirusa? Jakie działania zostały podjęte? Jak się dostosowaliście?

– My, bracia, w celu ograniczenia ryzyka zarażenia od początku zostaliśmy podzieleni na osiem ośrodków, co pozwoliło nam odkryć na nowo życie braterskie w inny sposób. Był to jakby rok szabatowy, przeżywany wspólnie. Musieliśmy dostosować się do tej bezprecedensowej sytuacji na wiele sposobów. Konkretny przykład: gościmy w Taizé trzy rodziny jazydów, a jeden z braci pomógł dzieciom odrobić ich zadanie domowe (podczas kwarantanny wszystko trzeba było czynić online). Gościnność leży u podstaw tego, czym chcemy żyć jako Wspólnota i dlatego bardzo trudno było z niej zrezygnować w połowie marca, kiedy zaczęła się kwarantanna. To zachęciło nas do podjęcia różnych inicjatyw za pomocą internetu, w szczególności do transmisji na żywo modlitwy z Taizé każdego wieczoru, a także weekendu „w sieci”, który zgromadził około czterystu młodych ludzi. Program obejmował rozważania biblijne, dzielenie się w małych grupach wirtualnych, warsztaty. Informacje zwrotne były pozytywne i w ostatni weekend sierpnia przedstawimy drugą podobną propozycję. Od połowy czerwca przywrócono przyjęcia w Taizé i podjęto szereg działań w zakresie ochrony zdrowia, aby zapewnić wszystkim maksymalną ochronę. Jesteśmy w ścisłym kontakcie z władzami cywilnymi, aby dostosować nasze dyrektywy do zaleceń sanitarnych. Młodzi wykazują się wielką odpowiedzialnością w tej trudnej sytuacji, jaką wszyscy przeżywamy.

OR: Co Brata najbardziej niepokoi z powodu kryzysu zdrowia publicznego związanego z koronawirusem?

– Przede wszystkim cierpienia, których doświadcza tak wiele osób: stwierdzenie choroby, śmierć ukochanej osoby, samotność wielu ludzi. Istnieją bardzo bolesne konsekwencje, którym będziemy musieli stawić czoła, czy to gospodarcze, społeczne, czy także psychologiczne. Myślę tu na przykład o dzieciach, które od miesięcy nie były w stanie uściskać swoich dziadków. Kolejną rzeczą, która mnie martwi, jest pokusa zamknięcia się w sobie. Mam szczerą nadzieję, że jedność i solidarność przeważą nad oskarżeniami, które pojawiają się tu i ówdzie: nie byłoby nic bardziej bezużytecznego niż poszukiwanie kozłów ofiarnych, na których zrzucano by odpowiedzialność za pandemię. Nieustannie modlę się o to, aby zwyciężyła jedność.

OR: W obliczu kryzysu Covid-19, jak Taizé może pomóc w podtrzymaniu nadziei, podczas gdy społeczeństwo jest łodzią, nabierającą wody ze wszystkich stron?

– Wszyscy jesteśmy na tej łodzi. A my nie mamy gotowych odpowiedzi. Musimy zawsze wracać do źródła naszej nadziei, którym jest zmartwychwstanie Chrystusa. W Ewangelii ostatniego słowa nie mają zapowiedzi apokaliptyczne, lecz ostateczną perspektywą jest zmartwychwstanie. Rozbudzenie tej nadziei poprzez osobistą modlitwę, ale także poprzez nasze celebracje: to nam pomoże stawić czoła rzeczywistości, a nie ją osładzać. Trzeba także podkreślić wszystkie gesty solidarności i oznaki nadziei, które pojawiły się w tym trudnym okresie. Jestem pod wrażeniem wszystkiego, co słyszę na ten temat. Od marca otrzymaliśmy bardzo mocne ważne przesłania od niektórych z przyjaciół, na przykład z północnych Włoch, wyjaśniające, jak ta solidarność została wprowadzona w życie. Inny bardzo niedawny przykład pochodzi z Libanu, kraju tak bardzo boleśnie doświadczanego, z którym czujemy się ściśle związani: po straszliwych eksplozjach w porcie w Bejrucie, wiele rodzin zjechało z okolicznych wzgórz i gór, aby pomóc w usunięciu gruzów i przyjąć rodziny, których domy zostały zniszczone. Są w Europie narody i politycy, którzy stawiają na większą solidarność: chcemy ich wspierać. Daje to nadzieję na większe braterstwo między krajami, a także między różnymi kontynentami. Tak, głęboko wierzę, że ogromna większość ludzi pragnie braterstwa. A to jest dobry czas, by umocnić te aspiracje. W encyklice Laudato si’, papież Franciszek podkreśla konieczność „dojrzewania silniejszych i sprawnie zorganizowanych instytucji międzynarodowych” (n. 175). To prawda: wirus nie zna granic, ale nie zna też granic pragnienia solidarności i braterstwa.

OR: Co młodzi z Taizé mówią i myślą o kryzysie zdrowia publicznego, o kryzysie gospodarczym i społecznym związanym z Covid-19?

– Chciałbym wspomnieć o pewnych obawach, które czuję, kiedy z nimi rozmawiam i które są związane nie tylko z obecną pandemią. Wśród wielu młodych istnieje prawdziwy lęk przed przyszłością. Niektórzy z nich cierpią z powodu rosnących nierówności, których skutki widoczne są już w szkole. Jak powiedziałem wcześniej, zauważam też ze strony młodych pokoleń silne zapotrzebowanie na zmiany w obliczu kryzysu klimatycznego. Pamiętam na przykład rozmowę, która miała miejsce pewnego wieczoru w naszym kościele z młodym portugalskim wolontariuszem, który zwrócił moją uwagę na rosnące zaangażowanie wielu młodych w kwestie ochrony środowiska. Jego zachęta, podobnie jak innych młodych ludzi idących w tym samym kierunku, dało w ostatnich miesiącach początek refleksji ekologicznej w Taizé, gdzie młodzi są siłą napędową. Prawdopodobnie stoimy w obliczu prawdziwego nawrócenia: uproszczenia wszystkiego, co można w naszym sposobie życia, bez czekania na narzucenie zmian z góry. Pamiętając jednocześnie, że prostota nigdy nie oznacza braku radości, ale może raczej zbiegać się w czasie z duchem świętowania. Wydaje mi się, że Kościół ma do odegrania ważną rolę w przekazywaniu tych wartości, które pochodzą bezpośrednio z Ewangelii.

Rozmawiał Charles de Pechpeyrou (“L’Osservatore Romano”).

«« | « | 1 | » | »»

Reklama