„Nie możemy już tolerować Kościoła pod rosyjskim wpływem, głoszącego na naszej ziemi na korzyść zabijania naszych rodaków” – wskazuje jeden z wiernych odwiedzających Ławrę Peczerską.
Ukraińskie instytucje prawosławne podległe patriarchatowi moskiewskiemu tracą na znaczeniu w związku z inwazją oraz jej wsparciem przez patriarchę Cyryla. Sondaże wskazują na poważny spadek liczby wiernych, a kontrola placówek, takich jak słynny kijowski zespół klasztorny, staje się przedmiotem kontrowersji.
Ławra Peczerska sama w sobie należy do państwa, ale jeśli chodzi o religijne zwierzchnictwo, jej część wciąż pozostaje pod jurysdykcją Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Od miesięcy toczą się spory, również na poziomie sądowym, dotyczące usiłowania eksmisji mnichów pozostających w formalnej jedności z rosyjską Cerkwią.
Jak podaje dziennik La Croix, źródło obecnej sytuacji nie tylko w Ławrze Peczerskiej, ale i w całym kraju, leży w samej wojnie oraz w działalności patriarchy Cyryla. Podaje on bowiem moralną i religijną podbudowę do wizji „ruskiego miru”, popierając równocześnie ludobójcze, według licznych świadectw, działania wojsk Putina. Niektórzy księża Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego zdają się też działać jak promotorzy moskiewskiej ideologii. Zgodnie z badaniami z lutego br. przeprowadzonymi przez Centrum im. Razumkowa z tą wspólnotą identyfikuje się teraz najwyżej 4 proc. ludności Ukrainy, co oznacza spadek o 16 punktów procentowych w porównaniu z wcześniejszymi sondażami. Całe parafie próbują przechodzić często do niezależnego, uznawanego przez Konstantynopol, Prawosławnego Kościoła Ukrainy. Zachodzi to jednak powoli, bowiem Cerkiew moskiewska tworzy długie administracyjne i prawne procedury, aby spowolnić możliwie jak najbardziej swoją utratę wpływów.
Prawdą jest, że oficjalnie Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego potępił rosyjską inwazję oraz działania patriarchy Cyryla końcem maja zeszłego roku. Ale nie oznacza to praktycznych starań o autokefalię, a wielu duchownych utrzymuje związki z Moskwą. Na to wskazuje należący do tej wspólnoty eklezjalnej ks. Andriy Pintchouk, który sam wspiera swoją napadniętą ojczyznę oraz działa humanitarnie od pierwszych dni inwazji. Jak zaznacza dziennik La Croix, duchowny mówi, że sympatycy Rosji starają się przeczekać obecny czas, aż przyjdzie jakaś zmiana polityczna. Ale taka ślepota na okrutną agresję stawia pod znakiem zapytania przyszłość tego Kościoła. Jedyną drogą powinno być stworzenie inkluzywnej wspólnoty dla wszystkich wiernych – zauważa prawosławny ksiądz.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Za wiarę są z największą surowością karani przez komunistów.