Niewidzialne dziecko

Niewidzialne dziecko pojawia się w historiach z Doliny Muminków tylko raz. To w zasadzie nie powinno dziwić – taki bohater zwyczajnie nie rzuca się w oczy, choć intryguje, niektórych nawet irytuje.

 
Ale z czasem uświadamiałam sobie, że to nie jestem ja. I że ja tak nie wierzę, bo to wszystko nie jest takie proste. Ja zwyczajnie nie wierzę, że do Pana Boga dochodzi poczta. To, że On nie pisze listów, wie już pięciolatek. Strasznie trudno jest mi skontaktować się z moim niewidzialnym Ojcem – ja po prostu nie z tych, którzy wierzą we wróżby z wersetów jak z fusów. Nie dla mnie naiwna wiara współczesnych pasterzy w Podręcznik do Nauki Życia ani czarno-biały świat milczących o innych interpretacjach kaznodziejów. Kalejdoskop zagorzałych wyznawców swej ponad inne doktryny wydaje mi się aż nadto groteskowy, by poszukiwać własnej prawdy absolutnej.
 
Żeby wierzyć, muszę także rozumieć. Potrzeba mi gruntownej wiedzy. Sęk w tym, że, jak to prosto i trafnie ujął ks. bp. Tadeusz Szurman, ja również „nie wierzę teologom, choćby to Congar czy Bultmann był”4. Mniejsza o nazwiska. I mniejsza też o mnie, bo rozpływam się w powietrzu nie ja sama – ledwo dostrzegam kontury Tego, który był, jest i będzie – dla mnie… niewidzialny.
 
Czy to kryzys wiary czy początek tej dojrzałej, która nie polega na przyjaźni z wyimaginowaną antropomorficzną postacią-projekcją mojej wyobraźni? Czas pokaże. Moje zbawienie, niech Bogu będą dzięki!, nie jest zależne od podtrzymywania żaru uczuć między mną a tą kukłą. Przypomina to aż nazbyt dziecięcą zabawę z niewidzialnym przyjacielem. Już odrobinę więcej mnie widać, gdy zrzucam z siebie ten dziwaczny obowiązek.
 
„Wierzę w zmartwychwstanie, […]. Wierzę starcowi z Tołstoja, co wiecznie wątpił i wszędzie wyznawał: «wierzę w siebie». Wierzę też Ewangelii przekazanej w Kazaniu na Górze, pyskatemu Piotrowi i niewiernemu Tomaszowi”5. Niechże to będzie mój początek. Mająca swoje źródło w zwątpieniu prosta, a jednak nieoczywista prawda – człowiek jest człowiekiem, Pan Bóg jest Bogiem. Nie działamy tak samo, nie musimy więc udawać idealnych ani przypisywać Mu naszych motywacji. Prawda uwalnia, nawet ta o dużym stopniu ogólności. 
 
Opowiadanie o niewidzialnym dziecku kończy się słowami: „Ona podobno dawniej nigdy się nie śmiała – powiedziała Too-tiki zdumiona. – Uważam, żeście tak zmienili dzieciaka, że jest gorsza niż mała Mi. No, ale najważniejsze, że ją widać”6. Jest nadzieja, że odzyskam własną twarz dziecka Bożego. Lojalnie jednak proszę nie wysyłać do mnie listów w imieniu Pana Boga, a mówić w swoim. Radom znajomej cioci też już dziękuję. Jeśli kto jednak czuje się na siłach podarować mi dużo swobody i spokoju – ucieszę się jak dziecko. Bez obaw, z natury nie gryzę.
 
***
 
1 Tove Jansson, Opowiadanie o niewidzialnym dziecku [w:] Opowiadania z Doliny Muminków, przeł. Irena Szuch-Wyszomirska, Warszawa 2005, s. 112.
2 Tamże, s. 112–113.
3 Tamże, s. 115.
4 Ks. bp. Tadeusz Szurman, Nie wierzę teologom z tomu Malowane niezdarnie. Tomik poety jednego miesiąca, Katowice 2004, s. 38.
Tamże.
6 Tove Jansson, dz. cyt., s. 117.

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama