Wojna na wschodzie Ukrainy jest wyzwaniem dla miejscowych chrześcijan należących do różnych Kościołów, podzielonych przez politykę. Modlitwą, codziennymi gestami, życzliwością wobec innych starają się, aby nienawiść nie zwyciężyła w sercach ludzi.
Donieck jest centralnym punktem Donbasu, wielkiego zagłębia przemysłowego na południowym wschodzie Ukrainy. Mieszka tam blisko milion ludzi, ponad sto narodowości i działa wiele wspólnot wyznaniowych. Donbas jest niezwykłą mieszanką etniczną, a ludzi o jednorodnym pochodzeniu praktycznie tam nie ma. Także język nie jest wyznacznikiem politycznych przekonań. Wielu moich rozmówców podkreślało, że choć mają rosyjskie pochodzenie oraz posługują się językiem rosyjskim, uważają się za obywateli Ukrainy i chcieliby nimi pozostać także w przyszłości. Są i ludzie o korzeniach ukraińskich, którzy brali udział w prorosyjskich wiecach i poszli na zorganizowane przez separatystów referendum.
Jądro sowieckiego ateizmu
W czasach sowieckich Donbas był areną okrutnych prześladowań religijnych. W obwodzie donieckim w okresie międzywojennym zamknięto bądź zniszczono 108 cerkwi. Duchownych i wiernych aresztowano, wielu z nich zginęło w łagrach. W 1931 r. wysadzono w powietrze cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego w Doniecku, jedną z większych i piękniejszych w południowo-wschodnich regionach Rosji. Powstała wysiłkiem tysięcy ludzi, składali się na nią nie tylko miejscowi fabrykanci, ale przede wszystkim środowiska robotnicze. W czasach sowieckich wszystkie ślady tej prawosławnej cywilizacji zostały bezwzględnie zniszczone. Miasto w latach 20. otrzymało nazwę Stalino i miało być przykładem stalinowskiego ducha dla całego kraju.
Donbas, jedno z większych skupisk klasy robotniczej w Związku Sowieckim, poddany był wytężonej ateizacji. – Nawet w czasach odwilży nie pozwalano tutaj rejestrować wspólnot religijnych. Skutkiem tego była kompletna dezintegracja miejscowej społeczności – wyjaśnia Tamara Sabelnikowa, etnograf pracująca na Wydziale Prawnym, zajmująca się badaniem miejscowej kultury. Zwraca uwagę, że błędne jest mniemanie, jakoby Donbas był jednolicie rosyjskojęzyczny. Podczas spisu z 2001 r. jako Rosjanie zadeklarowało się 48 proc. mieszkańców Doniecka, jako Ukraińcy zaś 46 proc. Rosyjski dominuje w centrum miasta, ale już w podmiejskich osadach mówi się najczęściej po ukraińsku. Nie jest to język literacki, ale tzw. surżyk, w którym wiele słów, a nawet całych konstrukcji gramatycznych jest przeniesionych z języka rosyjskiego.
W tych osadach przetrwała najczęściej także wiara. Władza nie walczyła tam z religią tak intensywnie, jak w wielkich osiedlach miejskich. Do dzisiaj te regiony są ostoją ukraińskiego ducha w Doniecku. Nie bez powodu ochotnicy do pospolitego ruszenia Donieckiej Republiki Ludowej (DNR) rekrutują się głównie z ludności wielkich blokowisk, często anonimowej, bezwyznaniowej, choć dzisiaj wielu z nich mieni się obrońcami prawosławia. – Dla nich prawosławie – wyjaśnia Tamara – to nie religia, ale ideologia. Opołczeńcy (członkowie pospolitego ruszenia) w swoim mniemaniu są strażnikami Świętej Rusi, której centrum jest Federacja Rosyjska. Dlatego część z nich nazwała swoje oddziały Rosyjską Prawosławną Armią. W swej propagandzie podkreślają, że walczą nie tylko o zjednoczenie z Rosją, ale także bronią prawosławia.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Ciąg dalszy kampanii reżimu prezydenta Daniela Ortegi przeciwko Kościołowi katolickiemu.
Podczas liturgii odczytano Przesłanie Soboru Biskupów z okazji 100-lecia autokefalii.
W Białymstoku odbył się z tej okazji koncert dzieł muzyki cerkiewnej w wykonaniu stuosobowego chóru.