Jest ich sześcioro. Są katolicką rodziną z Damaszku, która przez miesiąc mieszkała w Radomiu.
Miesiące w Libanie
W Damaszku nie widzieli już szans na przetrwanie. Było coraz niebezpieczniej. – Pewnego dnia na dziedzińcu szkoły Majda wybuchła bomba. Wyleciały wszystkie szyby. Było wielu rannych. Długi czas nie mieliśmy informacji, co się z nim dzieje. Już nawet myśleliśmy, że nie żyje – wspomina Nour.
Podjęli decyzję o wyjeździe. Udało się im wyjechać z Syrii i znaleźć schronienie w sąsiednim Libanie. – Tam próbowaliśmy sobie jakoś ułożyć życie. W Syrii zostawiliśmy rodziny. Mamy z nimi kontakt przez internet, ale nie zawsze, bo tam są przerwy w dostawach prądu i wtedy nie wiemy nic, i bardzo się boimy. W Syrii nikt nie jest bezpieczny – mówi kobieta.
Ale i w Libanie nie było łatwo. – Praca, jaką tam znaleźliśmy, nie dawała szans nawet na bardzo skromne życie. Maher sprzedawał kanapki, ale zarabiał bardzo mało. Ja pracowałam w handlu ubraniami i trochę w cukierni, ale bardzo krótko – mówi Nour.
I wtedy pojawiła się szansa na wyjazd do Polski.
Ich piękna Syria
– Tęsknicie za Syrią? – pytamy. – Bardzo – odpowiadają, gdy Nour tłumaczy pytanie. – A co stamtąd udało się wam zabrać? – Prawie nic, ale to, co tu mamy, to wielka wartość duchowa – odpowiada Nour. I tutaj nie trzeba było tłumacza, bo gdy mówiąc te słowa, pokazała drewnianą rybę, wyjaśniając, że jest symbolem chrześcijaństwa, a 13 metalowych gwoździków to znaki przypominające Pana Jezusa i 12 apostołów, pozostali otwarli swoje portfele z dokumentami, wyjmując obrazki z Panem Jezusem, Matką Bożą. A na koniec Marwan przynosi Biblię po arabsku. – Ją też zabraliście z Syrii? – pytam. – Nie. To wydanie Nowego Testamentu z Psalmami, które kupiliśmy w Libanie – wyjaśnia Nour.
– Miejmy nadzieję, że kiedyś ten koszmar wojny się skończy i wrócicie do siebie. Co chcielibyście pokazać tym, którzy przyjadą do was? – dopytujemy. I tutaj Nour znów tłumaczy pytanie, a wszyscy naraz zaczynają wymieniać to, z czego słynie Syria: Ebla, Aleppo, Bosra, Palmyra no i, oczywiście, Damaszek. – A słyszałeś o Maluli? – pyta mnie Nour. – To jest to miasto, gdzie od 2 tysięcy lat do dziś żyją chrześcijanie, którzy mówią po aramejsku, w języku Pana Jezusa – odpowiadam. – Tak jest! Ono leży zaledwie 50 km od Damaszku. Musisz tam koniecznie przyjechać! – zaprasza Nour.
Nie mamy pojęcia, czy nasi rozmówcy wiedzą, że Państwo Islamskie już zniszczyło Aleppo i Palmyrę...
Na koniec pytamy, czy możemy zrobić zdjęcie. I tutaj pojawia się delikatny opór. – Obawiamy się nie tyle o nas, co o naszych bliskich, którzy zostali w Syrii – mówi Nour. Nie nalegamy. Wychodzimy na balkon i spoglądamy na Radom spowity promieniami późnego popołudnia. – Wiecie, że to w tamtym kierunku jest Damaszek? – pokazuję. Uchodźcy patrzą we wskazane miejsce i smutnieją.
Po miesięcznym pobycie w Radomiu Nour, jej teść Marwan i cała rodzina wyjechali. Teraz do Warszawy. Czy to będzie ostatni punkt ich wędrówki? Czy kiedyś wrócą do miasta, u bram którego św. Paweł, jeszcze jako Szaweł ziejący nienawiścią do wyznawców Chrystusa, spotkał Go, a Ten go zapytał: „Dlaczego mnie prześladujesz?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."