Kilka dni po zamordowaniu w Rouen ks. Jacques’a Hamela cztery szarytki, które były świadkami jego męczeństwa, zdecydowały się opowiedzieć o okolicznościach tego tragicznego wydarzenia.
Będące już na emeryturze zakonnice utrzymywały z muzułmanami bardzo dobre relacje. Tuż obok kościoła znajduje się meczet. Parafia udostępniła muzułmanom część należącego do niej terenu. W islamskie święta, kiedy wyznawcy Mahometa gromadzili się przed świątynią, siostry nawiązywały z nimi przyjazne relacje. Jeden z terrorystów korzystał nawet z pomocy punktu charytatywnego, w którym pracuje jedna z sióstr.
Zamachowcy wtargnęli do kościoła tuż przed zakończeniem Eucharystii. Najpierw przyszedł tylko jeden z nich, sprawdzić, czy kościół jest otwarty. „Myślałam, że to jakiś student. Powiedziałam, by przyszedł po Mszy, za 10 minut” – opowiada jedna z sióstr. Po chwili ów młodzieniec pojawił się ponownie, tym razem już w towarzystwie ubranego na czarno kolegi.
„Wyglądali jak terroryści, od razu zrozumiałam, co się dzieje” – wspomina s. Helene. Napastnicy byli bardzo nerwowi, wykrzykiwali slogany po arabsku, po francusku zaś powiedzieli, że „chrześcijanie nie popierają Arabów”.
Islamiści sprofanowali ołtarz. Wszystko, co się na nim znajdowało, zrzucili na ziemię. Księdza zmusili, by uklęknął. Staremu mężczyźnie, który wraz z żoną uczestniczył we Mszy, dali do ręki kamerę. W tym momencie odezwał się ks. Jacques: „Dość tego, co tu robicie?”. Jeden z terrorystów po raz pierwszy dźgnął go nożem w szyję. Jednej z szarytek udało się uciec, a zamachowcy z całą starannością – jak wspominają zakonnice – poderżnęli gardło kapłanowi. Sprawdzali przy tym, czy wszystko dobrze się nagrywa. Potem ugodzili też drugiego mężczyznę. Kobietom zaś oświadczyli, że są ich zakładnikami. Ręce mieli splamione krwią. Jeden z nich groził pistoletem.
Po dokonanym mordzie zamachowcy się uspokoili, a nawet zrobili się mili. „Jeden z nich uśmiechnął się do mnie na chwilę. Nie był to uśmiech triumfu, ale bardzo miły, kogoś, kto jest szczęśliwy” – wspomina s. Huguette. Islamiści pozwolili kobietom usiąść i rozmawiali z nimi o religii, zapytali, czy znają Koran. Jedna z nich odpowiedziała twierdząco i dodała, że wielkie wrażenie zrobiły na niej fragmenty Koranu o pokoju. Zamachowcy oświadczyli, że i oni chcą pokoju i że zamachy będą się powtarzać, dopóki bomby będą spadały na Syrię. Jeden z nich zapytał się zakonnicy, czy boi się śmierci.
„Nie, bo wierzę w Boga i wiem, że będę szczęśliwa” - odpowiedziała. Rozmowa zeszła na Jezusa. Islamista zarzucił siostrom, że są w błędzie. „Jezus nie może być człowiekiem i Bogiem” – tłumaczył zgodnie z nauczaniem Mahometa jeden z zamachowców.
Kiedy pod kościół przyjechała policja, terroryści wskoczyli na ławki i zaczęli wykrzykiwać „Allah akbar”. Targnęli się również na tabernakulum, przewracając ustawione wokół niego świeczki. Posłużyli się kobietami jako żywymi tarczami, ale nie do końca się nimi zasłaniali, jakby wiedzieli, że muszą zginąć. Zastrzelili ich policjanci, którzy weszli do kościoła przez zakrystię.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."