"To są rzeczy niesłychane. Policja wtargnęła do naszych kościołów, w tym do katedry i wewnątrz tych świątyń użyła gazów łzawiących".
Biskupi Demokratycznej Republiki Konga z całą stanowczością protestują przeciwko brutalności władz, które w ubiegłą niedzielę zaatakowały katolickie parafie w stołecznej Kinszasie, by nie dopuścić do zapowiedzianych na ten dzień marszy domagających się ustąpienia prezydenta Josepha Kabili. Zginęło co najmniej osiem osób, a 120 zostało zatrzymanych. Wśród uwięzionych jest kilkunastu księży.
Marsze zorganizował świecki komitet koordynacyjny przy archidiecezji Kinszasy. Ich celem było wezwanie do realizacji tak zwanych porozumień sylwestrowych, które przewidywały rozpisanie wyborów prezydenckich do końca 2017 r.
Mówi kard. Laurent Monsengwo Pasinya, metropolita Kinszasy.
„To są rzeczy niesłychane. Policja wtargnęła do naszych kościołów, w tym do katedry i wewnątrz tych świątyń użyła gazów łzawiących. Uniemożliwiono wiernym udziału w niedzielnej Mszy św. Czegoś takiego jeszcze tu nie było. Dlatego jako biskup musiałem stanowczo to potępić, bo takich zachowań nie wolno tolerować. Uczestnicy marszów chcieli tymczasem, by zostały zrealizowane porozumienia sylwestrowe. Tylko tyle. Oskarżono ich o zamach stanu, ale ich jedyną bronią był różaniec i Pismo święte. Chcę przypomnieć, że wolność religijna jest podstawą praworządnego państwa. Jeśli się ją narusza, również i inne swobody są zagrożone. W takim kraju nigdy nie będzie pokoju” – powiedział Radiu Watykańskiemu kard. Monsengwo Pasinya.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."