W samym środku zlaicyzowanej stolicy Europy stoi niewielki kościół św. Mikołaja. Od września codziennie o 12.30 gromadzi się w nim niewielka grupa młodzieży, by w skupieniu rozważać słowo Boże i śpiewać kanony. Przygotowują duchowy grunt pod ważne wydarzenie. Już 29 grudnia Bruksela wypełni się młodymi ludźmi. Może ich być nawet 40 tysięcy. Co czwarty z uczestników Europejskiego Spotkania Młodych, organizowanego przez ekumeniczną wspólnotę z Taizé, będzie Polakiem.
Bez kompleksów i arogancjiPrzed kościołem gwar. Między straganami unosi się zapach grzanego wina. Ludzie robią świąteczne zakupy albo oglądają figurki przedstawiające różne wcielenia siusiającego chłopczyka – symbolu miasta. Największą furorę robi ten w mikołajowej czapce. Mało kto zdaje sobie sprawę, co będzie się tutaj działo za parę dni.
Młode Niemki, Melanie i Katja, przyjechały wcześniej, żeby uświadomić mieszkańcom Brukseli i okolic, co ich czeka. Przełamują opór proboszczów i zachęcają rodziny do przyjęcia pielgrzymów. Jeżdżą do szkół i prezentują film o ekumenicznej wspólnocie. Mówią o tym, czego doświadczyły, przebywając w Taizé. Same są żywym przykładem ekumenizmu – Melanie jest protestantką, a Katja katoliczką. – Ludzie różnie reagują – opowiada Melanie. – Czasem dopytują się o szczegóły, a czasem od razu mówią: to nie dla mnie.
– Spora część mieszkańców Brukseli jest uprzedzona do chrześcijan – twierdzi brat Emile z Taizé. – Bardzo często wynika to ze zwykłej niewiedzy. Ale kiedy dowiadują się, jak wiele młodych osób z całej Europy tu przybędzie, zaczynają się zastanawiać: a może to jest coś interesującego?
Choć w mieście żyją chrześcijanie różnych wyznań: katolicy, protestanci i prawosławni – nie są oni zbyt widoczni. Większość Belgów twierdzi, że religijność to sprawa prywatna. Dla wielu mieszkańców spotkanie może być zatem pierwszą okazją do zetknięcia się z żywą wiarą. To jeden z powodów, dla których bracia z Taizé z radością przyjęli zaproszenie prymasa Belgii, kardynała Godfrieda Danneelsa. – Miejcie odwagę wyjść poza najbliższy krąg znajomych! – apeluje do młodych chrześcijan brat Alois, który po śmierci brata Rogera został przeorem Taizé.
Jak jednak głosić Ewangelię zsekularyzowanemu światu, który słowa „Bóg” i „Jezus” traktuje niemal jak zamach na wolność? – pytam kardynała Danneelsa. – Nawet w takim świecie bycie chrześcijaninem nie jest zakazane. Możemy pokazywać, kim jesteśmy. Myślę, że najlepsza droga to być prostym chrześcijaninem – bez kompleksów, ale też bez arogancji – odpowiada kardynał.
Zaufaj i otwórz Mózgiem przygotowań stała się szkoła katolicka w dzielnicy Schaerbeek. To tu od rana do wieczora przesiadują siostry ze zgromadzenia św. Andrzeja i wolontariusze z różnych krajów. Pracy jest sporo – nieustannie trzeba odbierać telefony, odpowiadać na maile. Dużo jest też papierkowej roboty: cięcie arkuszy, drukowanie plakatów, kserowanie nut… Przede wszystkim jednak chodzi o to, żeby znaleźć zakwaterowanie dla pielgrzymów. Organizatorzy mają nadzieję, że wszystkich przybyszów uda się ulokować u rodzin. Wolontariusze mają przydzielone rejony, za które są odpowiedzialni. Edgarowi z Meksyku trafił się bardzo trudny teren – ścisłe centrum Brukseli i kilka parafii poza miastem. – Ludzie, którzy są zaangażowani w życie parafii, chętnie przyjmują młodzież – mówi. – Ale w centrum nie jest to takie proste: wielu nie zna nawet swoich sąsiadów. Mówię im: jeśli otworzysz drzwi, doświadczysz czegoś nowego. Chodzi o to, żeby odkryć, że chrześcijańska, i w ogóle ludzka rodzina może budować pokój i zaufanie. I tak się dzieje: osoby, które nigdy wcześniej się nie widziały, razem modlą się, śpiewają. Tworzy się między nimi wspólnota.
Edgar jest z zawodu psychologiem, pracuje z młodymi ludźmi. Pobyt w Taizé w 2001 roku uważa za przełomowy moment w swoim życiu. – W Meksyku żyje się jak na nieustannej imprezie. W Taizé odkryłem ciszę, która pomogła mi nawiązać relację z Bogiem – wspomina.