Dwa ważne sygnały

Trudno tego nie zauważyć. Ze Stolicy Apostolskiej popłynęły ostatnio dwa ważne sygnały. Oba dotyczące rozumienia Kościoła i relacji ekumenicznych.

Przemówienie, jakie wygłosił papież Franciszek do delegacji patriarchatu moskiewskiego mocno zbulwersowało członków Katolickich Kościołów Wschodnich. Przynajmniej niektórych. Zanegowanie metody unii (uniatyzmu) jako drogi do przywrócenia jedności Kościoła odebrali jako - upraszczając -  zakwestionowanie ich autentycznej przynależności do Kościoła katolickiego oraz sensu ich istnienia. Jednak spokojna lektura papieskiego wystąpienia nie pozwala na tak daleko idące interpretacje. Czegoś takie papież po prostu nie powiedział. Powiedział - zgodnie z przyjętą przed laty wspólną, katolicko-prawosławną Deklaracją z Balamand  -  że nie jest to metoda, którą Kościół katolicki miałby zamiar posługiwać się współcześnie. Jednak - jak stwierdził  papież - Kościoły już zjednoczone z Rzymem należy szanować. Oczywistym jest, że to stwierdzenie, wypowiedziane w takim a nie innym  kontekście, nie jest jedynie wykładnią stosunku rzymskich katolików do grekokatolików, ale jest też apelem do prawosławnych, zwłaszcza Cerkwi moskiewskiej.

Katolik musi w tym momencie uświadomić sobie, że dla Kościołów wschodnich unia prawie zawsze oznaczała podział. Podział w łonie pierwotnej wspólnoty, z której nie wszyscy na unię się zgadzali. Wyjątkiem od tej zasady są chyba tylko maronici, którzy do unii z Rzymem przystąpili w całości. W innych wypadkach to, co katolik widział jako odbudowanie jedności, część ludzi wschodu odbierała jako nowy podział.

Gwoli sprawiedliwości należy też jednak w tym miejscu zauważyć, że ci, którzy do unii przystępowali byli szczerze przekonani, że w ten sposób faktycznie odbudowują jedność Kościoła. Pewnie mieli nadzieję, że z czasem i reszta przekona się, że to dobry wybór. Dopiero z perspektywy wieków widzimy, że stało się inaczej, ale wtedy wcale tak to wyglądać nie musiało. Pamiętam wywiad sprzed lat z jednym hierarchów greckokatolickich, który odnosząc się do zarzucenia unii jako metody odbudowania jedności w Kościele pełen nierozumiejącego bólu zauważył, że przecież unia faktycznie odbudowała tę jedność. Częściowo, ale jednak. I to raczej ci którzy nie chcieli jej przyjąć spowodowali nowy podział.  Ten punkt widzenia, w niektórych wypadkach zgodny zresztą z chronologią zdarzeń,  też trzeba rozumieć i go uszanować. Faktycznie, nie ma powodu, by tych, którzy trwają w jedności z Rzymem kultywując jednocześnie swoje wschodnie tradycje traktować jak wstydliwy problem dzisiejszego ekumenicznego dialogu.

W papieskim przemówieniu chodzi jednak zdecydowanie o coś więcej niż tylko przypomnienie dawno wypracowanych ustaleń. Charakterystyczne, że słowa te padły podczas wizyty przedstawicieli patriarchatu moskiewskiego, a nie kilka dni wcześniej, gdy był w Watykanie ekumeniczny patriarcha Konstantynopola. W samym tekście papieskiego przemówienia mamy też dość tajemniczo brzmiące wzmianki o wznoszeniu sztandaru uniatyzmu w Moskwie. „W Moskwie - w Rosji - jest tylko jeden Patriarchat: wasz” - stwierdził papież. A potem jeszcze raz podkreślił, ze Kościoły katolickie (liczba mnoga) nie powinny mieszać się do wewnętrznych spraw Cerkwi i do polityki. Wyraźnie chodzi więc o coś bardzo konkretnego. Ale o co - tego nie wiem.

Podejrzewałbym, że chodzi o jakieś tarcia między Cerkwiami na Ukrainie - jedną promoskiewską, pozostałymi antymoskiewskimi. Wiadomo nie od dziś, że w Kijowie silne jest pragnienie autokefalii, wzmocnione sytuacją po rosyjskiej agresji z 2014 roku. Ostatnio o sprawie autokefalii znów zrobiło się głośno w związku ze spotkaniem prezydenta Poroszenki z patriarchą Konstantynopola. Trudno nie zauważyć, że ukraińscy grekokatolicy kibicują tej sprawie. No ale gdyby Papieżowi faktycznie chodziło o sprawy ukraińskie, słowa o jednym patriarsze Moskwy i Rosji brzmiałyby bardzo niezręcznie. Właśnie takie można by uznać za mieszanie się w politykę (Rosji) i wewnętrzne sprawy Cerkwi, uwikłanych w spory z Ukrainą. Zdecydowanie nie traktowałbym więc wypowiedzi papieża Franciszka jako deklaracji mającej poświęcić Kościoły greckokatolickie na ołtarzu niepewnego dialogu z prawosławiem Rosyjskim. To zdecydowanie zbyt daleko idący wniosek. Ci, którzy tak tę papieską wypowiedź odczytują zdecydowanie przesadzają. To raczej deklaracja, że Kościół katolicki nie zamierza przykładać ręki do podziałów w łonie prawosławia.

Drugi z owych ważnych sygnałów to list prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kardynała (nominata) Luisa F. Ladarii do przewodniczącego episkopatu Niemiec, kardynała Reinharda Marxa, odrzucający dokument niemieckiego episkopatu dotyczący dopuszczania  ewangelickich współmałżonków katolików do Komunii w Kościele katolickim. Jak podkreśla kard. Ladaria, uzgodniony z Papieżem. Charakterystyczne, list ten opublikowano w momencie, gdy Franciszek spotyka się z przedstawicielami niemieckich ewangelików (luteran). Policzek dla ekumenizmu? Uważam, że dokładnie odwrotnie. Że policzkiem dla luteran byłoby dopuszczanie do Komunii w Kościele katolickim tych spośród nich, którzy mają katolickich współmałżonków.

Nie jest tajemnicą, że po wspólnej deklaracji o usprawiedliwieniu (z 1999 roku) ewangelicy liczyli na szybkie poczynienie dalszych kroków w kierunku zjednoczenia naszych Kościołów. I chcieliby interkomunii. Boleją nad tym, że jeszcze do tego nie doszło. Myślę jednak, że dopuszczenie do Komunii tylko niektórych spośród nich, i to ze względu na zawarte małżeństwo, nie mogłoby ich satysfakcjonować. Proszę zauważyć, taka praktyka łatwo mogłaby stać się metodą na przeciąganie ich wiernych do Kościoła katolickiego. Na pewno nie tego luteranie od katolików oczekują. To byłby wręcz antyekumeniczny prozelityzm.

I właśnie to między innymi zastrzeżenie nalazło się w liście kardynała Ladarii do kardynała Marxa. „Kwestia ta ma wpływ na stosunki ekumeniczne z innymi Kościołami i innymi wspólnotami kościelnymi, których nie należy lekceważyć” - czytamy w liście. No właśnie. Rozróżnienie w duchu uważanej za konserwatywną Dominus Iesus.  Nie chodzi tylko o nowe trudności w dialogu z prawosławiem (Kościołami), ale  protestantami, czyli także luteranami (wspólnoty kościelne).

Oczywiście w liście tym zauważono też problem, jaki stworzyłby  taki wyjątek w Kościele katolickim. O ile prawo kanoniczne można poddać jeszcze stosownej interpretacji albo nawet je zmienić, to pozostaje jeszcze sprawa katolickiej doktryny. Faktycznie, nie jest to sprawa, w której decydować mogliby sami tylko niemieccy biskupi. I to zwykłą większością głosów.

Warto jednak zauważyć, że list nie zamyka sprawy ostatecznie. Stwierdzono w nim, że „dokument (niemieckich biskupów) nie jest na tyle dojrzały, by nadawał się do opublikowania”. Ale nie znaczy to, że w najbliższym czasie nie dojrzeje, prawda? I proszę nie odczytywać tego mojego pytania jako próby straszenia, że oto niebawem Kościół katolicki „dojrzeje” i zmieni swoją doktrynę.  Zbyt mocno jednak na sercu leży mi sprawa zjednoczenia chrześcijan, bym nie widział w tej zapowiedzi jakiejś ekumenicznej nadziei. Kwestia ewentualnego dopuszczania do Komunii w Kościele katolickim ewangelików dziś wydaje się nie mieć innego rozwiązania niż to, moim zdaniem bardzo mądre, które znajdujemy w Dyrektorium Ekumenicznym i zapisach prawa kanonicznego. Nie znaczy to jednak, że nasze wspólnoty nie mogłyby poczynić jakichś kolejnych kroków ku jedności, które szanując Tradycję mogłyby tę furtkę uchylić nieco szerzej, prawda? Bo możliwości pełnej jedności między katolikami a luteranami w jakimś przewidywalnym czasie to raczej nie widzę. Choć oczywiście Pan Bóg potrafi mocno zaskoczyć.

Dwa ważne sygnały. Zarówno dla Kościoła katolickiego, jak i dla relacji ekumenicznych. A jaka będzie przyszłość, pokaże czas.

 

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama