– W Syrii już nie mówi się o wojnie, ale ona wcale się nie skończyła – mówi s. Urszula Brzonkalik, która 4 lata spędziła w Aleppo.
Beata Zajączkowska: Wojna w Syrii zniknęła z medialnych doniesień i można by pomyśleć, że nastał tam pokój i wróciło bezpieczeństwo. A tak przecież nie jest.
S. Urszula Brzonkalik: W Syrii wciąż trwają walki, wciąż spadają bomby i giną ludzie. Najtrudniejsza sytuacja jest w regionie Idlibu, to jest około 60 km od Aleppo. Praktycznie ze wszystkich terenów, które w Syrii zostały wyzwolone, członkowie Państwa Islamskiego przenieśli się właśnie w okolice tego miasta i jest ich tam naprawdę dużo. Stąd tak zmasowany atak wojsk rządowych i w związku z tym straszliwa sytuacja humanitarna. Z tego oblężonego teraz miasta pochodzą dziewczyny mieszkające w naszym akademiku w Aleppo, studiujące medycynę czy farmację. Znam ich rodziny, które zostały w tym piekle. Ci ludzie nie mogą przenieść się w spokojniejsze rejony, bo tam mają domy, gabinety lekarskie, apteki…
Oswoiłaś się ze śmiercią?
Pierwszego dnia po przyjeździe do Aleppo spotkana w autobusie muzułmanka powiedziała mi: „Ty tu mieszkasz? Chyba jesteś szalona”. Rzeczywiście były to bardzo trudne lata. Były lęk i obawa, to jest normalne, ale też radość, że mogłam tym ludziom pomóc. Często mówiłam im: „Dla mnie to honor żyć tu z wami”. Mam wspomnienia, które pokazują, że Bóg kolejny raz podarował mi życie. Jeden przykład: codziennie o godz. 16 chodziłam do naszej kaplicy na adorację Najświętszego Sakramentu. Pewnego dnia byłam tak zmęczona, że postanowiłam chwilę odpocząć, i w tym momencie usłyszałam wielki huk. Pocisk spadł naprzeciwko naszego domu. Po pół godzinie weszłam do kaplicy, niewiele widząc, bo nie było prądu. Usiadłam na swoim stałym miejscu i zdałam sobie sprawę, że siedzę na szkle i mam go pełno pod stopami. Okazało się, że odłamki pocisku wpadły przez okno do kaplicy. Gdybym przyszła o zwykłej porze na adorację, już byśmy nie rozmawiały.
Na zdjęciach z Aleppo widać jedynie sterty gruzów. Czy mieszkańcy myślą o odbudowie miasta?
Aleppo kojarzy się jedynie z gruzami dlatego, że tylko takie obrazy tego miasta pokazują media. Mnie też często pytano: po co ty do takich ruin jedziesz? Prawda jest taka, że pewna część miasta była chroniona przez wojsko wierne władzom. Nasz dom znajduje się w centrum właśnie tej części rządowej i my tam cały czas mieszkamy. Budynek przetrwał mimo ostrzału czy bombardowań. W Aleppo są dzielnice niemal nietknięte, a sto metrów dalej kompletnie zrujnowane. Nie wiem, czy kiedykolwiek to miasto odzyska dawny blask. Mieszkańcy marzą o odbudowie, ale wojna wciąż trwa i pewno prędko się nie zakończy. Bardzo bym chciała jeszcze kiedyś pospacerować po pięknym Aleppo.
Mówi się, że embargo gospodarcze wyrządza Syryjczykom większe szkody niż spadające bomby. Czy to prawda?
Sytuacja ekonomiczna jest dramatyczna. Panuje potężne bezrobocie, ludzie są bez pracy, więc nie mają z czego żyć. Wielu myśli o emigracji, bo wie, że nie będzie miało za co odbudować swych domów. Większość fabryk leży w gruzach, ale nawet jakby one zaczęły produkować, nie znalazłyby zbytu, bo oszczędności ludziom dawno się skończyły. Ci, którzy mają pracę, zarabiają tak mało, że nie starcza im do końca miesiąca. Zniszczona jest sieć elektryczna, a prąd wytwarzają agregaty, za które trzeba dużo płacić. Są też problemy z dostawą wody. Tu potrzeba naprawdę globalnej pomocy, by ożywić gospodarkę. W sytuacji, w której nie mówi się już o wojnie, ale wojna wciąż się jeszcze nie skończyła, jest to trudne. Do drzwi naszych domów wciąż pukają ludzie proszący o pomoc.
Pomagacie i chrześcijanom, i muzułmanom, czasem też rodzinom bojowników Państwa Islamskiego. Jak to jest odbierane?
W Aleppo regularnie pomagamy kobietom, których mężowie byli po drugiej stronie barykady. Nigdy nie przyszło nam do głowy, by odmówić pomocy im i ich dzieciom. W takiej sytuacji nie można myśleć kategoriami: swój lub wróg… My nie prowadzimy wojny, my chcemy służyć potrzebującym. W ogrodzie naszego domu była kuchnia, którą prowadzili jezuici, ale obiady rozdawano wszystkim potrzebującym. Nikt nie pytał o wiarę. Ludzie nawzajem sobie też pomagali. Pamiętam, jak jedna z chrześcijańskich matek, dziękując za żywność, powiedziała mi, że z tych darów ugotuje obiad, którym podzieli się z muzułmańskimi sąsiadami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."