“Diabeł w żadnym wypadku nie jest równy Bogu. Pozwolono mu działać w ten sposób, że jest takim oskarżycielem, jak w Księdze Hioba. Luter zaczyna widzieć szatana jako tego, który chce, by zbawienie, z łaski dane w Chrystusie przez Jego cierpienie, nie docierało do człowieka” – mówi w rozmowie z KAI dr hab. prof. ChAT Jerzy Sojka, teolog ewangelicki z Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.
Lutrowi niektórzy zarzucają pewne gnostyckie, dualistyczne tendencje, zrównywanie Boga z diabłem…
– Żeby odnieść się do tych zarzutów o dualizm u Lutra, trzeba wrócić na chwilę do obrazu człowieka niczym tej szkapy, ujeżdżanego przez Boga albo diabła. Luter z zasady myśli dialektycznie. I teraz trzeba trochę poważnej filozofii. Luter tak naprawdę jest odpowiedzią nie na systemy wysokiej scholastyki takiej jak Tomasz z Akwinu. Wychowany został na nominalizmie późnośredniowiecznym i to z nominalistami w dużej mierze dyskutuje. Zasadniczym wkładem nominalistów w myśl filozoficzną – poza samym sporem o powszechniki – jest ockhamowskie rozróżnienie na wiarę i wiedzę. Ockham, wychodząc z logiki interpretacji słów, zanegował podstawową strukturę, która pozwala trzymać w całości system filozoficzno-teologiczny Tomasza z Akwinu. Spekuluje on w oparciu o łańcuch przyczynowo-skutkowy. Natomiast według Ockhama, jeśli mówimy, że Bóg jest wszechmocny, to musimy powiedzieć, że jest w stanie zanegować ten łańcuch przyczynowo-skutkowy. W tym momencie cały piękny gmach Tomasza staje się murem z cegieł bez zaprawy. Mając tego świadomość, możemy zobaczyć, na co próbowała reagować Reformacja. Próbuje ona poradzić sobie z tym, że jest pewna rzeczywistość wiary i wiedzy. One między sobą nie są przekładalne. To nauczyło Lutra myślenia dialektycznego, myślenia dwiema kategoriami, przeciwieństwami w napięciu. Całą teologię Lutra da się w takich dialektycznych napięciach pokazać. One są różne – raz jest to ostre napięcie, raz mniej więcej zgodna współpraca.
Hans-Martin Barth parę lat temu wydał znakomitą teologię Marcina Lutra – „Die Theologie Martin Luthers. Eine kritische Würdigung/ The Theology of Martin Luter: a critical assessment”. Całą tę książkę skonstruował wokół takich przeciwieństw. Każdy rozdział to napięcie między jedną a drugą kwestią, w ten sposób omawia całą teologię Reformatora. Uważam, że to podejście jest bardzo trafne. Mając to na uwadze trzeba pamiętać jeszcze jedno: Luter jest w swoim myśleniu bardzo egzystencjalny. Nie formułuje metafizyki jak Tomasz czy scholastycy. On nie próbuje odpowiadać na pytania metafizyczne, tylko na pytania przejętego swoją egzystencją chrześcijanina. I, mówiąc brutalnie, temu przejętemu swoją egzystencją, swoją grzesznością chrześcijaninowi pomocą nie jest teoretyczny gmach odpowiadający na wszystkie wątpliwości metafizyczne. Oczywiście nie chodzi o to, że sprowadzamy całą scholastykę do przysłowiowego sporu o ilość diabłów na łebku od szpilki. Chodzi o to, że cała ta dyskusja porządkująca nam kwestie boskie, jak chociaż wspomniana tu angelologia Tomasza z Akwinu, bardzo ładnie układa nam wszystko. To w sensie intelektualnym jest absolutnie genialna systematyzacja. Luter jednak zastanawiał się nad konkretnymi duszpasterskimi zastosowaniami.
Przecież Tomasz też był świetnym kaznodzieją, czuł słuchaczy, znał ich problemy…
– Oczywiście, ja nie mówię, że Tomasza nie da się sensownie zinterpretować duszpastersko, ale współcześni Lutrowi kaznodzieje na pewno tego nie robili. I gdy Luter siada do apostoła Pawła, który też myśli takimi napięciami, myśli w pewnych dualizmach, to po prostu przyjmuje ten sposób mówienia, opisując pewne napięcia egzystencjonalne, które są w człowieku. Te wszystkie wyrwane z kontekstu cytaty z Lutra, które gdzieś kursują w przestrzeni publicznej i różnych dyskusjach, np. o Bogu, który musi stać się szatanem, trzeba odczytywać w duchu tego dialektycznego napięcia. Nie chodzi o jakąś metafizyczną deklarację, że mamy dwie walczące siły. Chodzi o doświadczenie wiary, które mierzy się z Bożym sądem. Jest więc tą ostateczną pokusą, ostatecznym „Anfechtung”, doświadczenie tego oskarżycielskiego działania szatana. Dla Lutra szatan w sposób oczywisty wykorzystuje figurę sprawiedliwości Bożej, żeby człowieka pogrążyć. Tymczasem Bóg tylko po to jest sprawiedliwy, żeby człowieka otworzyć na swoje działanie, żeby pokazać, że Go potrzebuje. Natomiast szatan tę sprawiedliwość wykorzystuje przeciwko człowiekowi. Po prostu batoży go przykazaniami; potęguje doświadczenie bycia grzesznikiem, bycia wykluczonym przez Boga.
Drugi etap to oczywiście Chrystus. Dla Lutra jest oczywiste, że żeby pójść do Chrystusa i zrozumieć znaczenie krzyża, trzeba przejść ten pierwszy etap – trzeba doświadczyć własnej grzeszności. I z egzystencjalnej perspektywy osoby, która przez to oskarżenie przechodzi, naprawdę nie jest istotne, czy to jest słowo Boga czy jakaś działalność szatańska. Metafizyczna odpowiedź na pytanie jak działa system nie jest tu istotna. Ważne jest moje egzystencjalne doświadczenie i to, żebym ja uwierzył, że po pierwsze Bóg chce mnie w ten sposób przygotować na dalszy etap, a potem żebym się uchwycił obietnicy, że On mnie z tego wyciągnie. W żadnym wypadku Luter nie próbuje tu opracować żadnego systemu teologicznego. Ci, którzy próbują w ten sposób interpretować jego myśl, pokazują, że kompletnie nie rozumieją, do czego służy metodologia w teologii.
A jak po ewangelickiej stronie wygląda kwestia opętań i egzorcyzmów?
– Z tym jest bardzo różnie. Współcześnie bardzo dużo zależy od kontekstu. Na pewno europejska teologia przeszedłszy przez oświecenie podchodzi z pewnego rodzaju dystansem do tego obrazu. Chociaż we współczesnych podręcznikach do dogmatyki trzeba docenić np. próby interpretacji szatana jako mocy grzechu, o której pisał św. Paweł – takie doświadczenie pewnej ponadindywidualnej siły, która mnie odciąga od Boga.
Występują gdzieś egzorcyzmy?
– Tak, zdarzają się próby egzorcyzmów. Do dzisiaj część luterańskich liturgii chrzcielnych zachowuje egzorcyzm. Co ciekawe, liturgia w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych jest bardzo mocno reformacyjna. Nie ma w niej wszystkich zewnętrznych rytuałów, np. z solą, ale sam akt wyrzeczenia się szatana jest obecny. Zresztą do dzisiaj w Polsce przysięga konfirmacyjna zawiera ten element wyrzeczenia się szatana, jego spraw i czynów, taka bardzo klasyczna starokościelna formuła. Ciekawiej jest, gdy popatrzymy na szerszy, globalny obraz. Trzeba pamiętać, że najbardziej liczebne jednostkowe Kościoły luterańskie są dzisiaj w Afryce, w Tanzanii i Etiopii. Np. na Madagaskarze Kościół ma około dwóch milionów wiernych, rozwija się dość dynamicznie. Mają tam bardzo mocno rozwiniętą praktykę liturgiczną związaną z egzorcyzmami, z tego względu, że w tamtejszym kontekście, w tamtejszej kulturze, element mierzenia się ze złymi duchami jest czymś niezwykle mocnym wśród ludzi i Kościół, szukając odpowiedzi na to zapotrzebowanie, musiał sięgnąć do tych tradycyjnych chrześcijańskich zwyczajów i je podtrzymać. I tu można odwołać się np. do samego Lutra – zachowały się np. jego listy, w których pociesza kobietę po samobójstwie jej męża, rozważając jakąś ingerencję demoniczną w tej kwestii. To nie jest tak, że on szukał demona za każdym rogiem, mimo tej świadomości obecności demonicznej i szatana. Ta świadomość stałej obecności pokusy jako szatana nie budowała w nim takiego ludowego przekonania, że np. jakieś rzeczy są przeklęte i trzeba je egzorcyzmować, ale w sytuacjach w których egzystencjalnie dochodziło się do pewnej granicy, nie wahał się stosować tego typu interpretacji, wskazując na realne działanie Złego. I te interpretacje wciąż sobie w pewnych kręgach luterańskich żyją, zwłaszcza tam, gdzie kontekst kulturowy temu sprzyja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."