Przywieziemy nieco ciszy

O kontaktach brata Rogera z Polską, o ikonie jasnogórskiej na burgundzkim wzgórzu i polskiej „inwazji” na wioskę w ubiegłym stuleciu opowiada brat Marek ze Wspólnoty z Taizé.

Agata Combik: W pobliżu Kościoła Pojednania w Taizé zobaczyć można kapliczkę Matki Bożej Częstochowskiej. Skąd się tu wzięła?

Brat Marek: Kopię jasnogórskiej ikony namalował jeden z braci, Amerykanin. Nawiasem mówiąc, tak dobrze to zrobił, że poproszono go potem o jeszcze jedną kopię do jednej z parafii amerykańskich. Kapliczka powstała w latach 80., po którymś pobycie br. Rogera [założyciela Wspólnoty z Taizé] na pielgrzymce mężczyzn w Piekarach. Brat leciał zwykle do Warszawy samolotem, a potem samochodem jechał do Katowic. Podróżując w ten sposób, widział ludzi uczestniczących przy kapliczkach przydrożnych w nabożeństwach majowych. Dostrzegł w tym znak żywej wiary Polaków. I tak po powrocie z jednej z piekarskich pielgrzymek stwierdził, że dobrze by było postawić taką kapliczkę w Taizé – zwłaszcza że Polacy zaczęli coraz częściej tu przyjeżdżać.

Tętniło przy niej życie…

Początkowo przy tej kapliczce br. Roger spotykał się co tydzień z Polakami, czego zresztą wówczas nie czynił wobec innych grup narodowościowych. Potem, gdy zaczęły przyjeżdżać ogromne tłumy naszych rodaków, spotkania przeniosły się do którejś z części Kościoła Pojednania. W okresie stanu wojennego młodzi Europejczycy, solidaryzując się z Polakami, przed kapliczką Matki Bożej Częstochowskiej (którą pobłogosławił ks. Józef Michalik, jeszcze zanim został biskupem) układali krzyż z kwiatów. Trzeba jednak powiedzieć, że obecnie mamy w Taizé drugą kopię jasnogórskiej ikony. Polacy naprawdę gorąco czcili Matkę Bożą. W soboty, w szczególności po Nabożeństwie Światła, obstawiali ją świeczkami i kiedyś… Matka Boża po prostu spłonęła. Brat John musiał namalować kolejny wizerunek.

Założyciela Wspólnoty z Taizé łączyła z Polską szczególna więź.

To prawda. Początkowo myślałem, że ta więź narodziła się dzięki wizytom w Polsce, gdzie br. Roger kilkakrotnie gościł na zaproszenie biskupa katowickiego. W 1973 r. po raz pierwszy uczestniczył we wspomnianej pielgrzymce mężczyzn do Piekar Śląskich; potem brał w nich udział jeszcze trzykrotnie. Przy okazji tych wizyt organizowaliśmy specjalne spotkania dla młodzieży.

Jednak nie tylko tu leży źródło sympatii br. Rogera do Polski. Kiedy odbywało się spotkanie w Genewie, pewien starszy pan przyniósł nam list, który br. Roger napisał do swojego przyjaciela 19 września 1939 r., wkrótce po wydarzeniach 17 września. „Moja dusza jest smutna aż do śmierci” – pisał w nim. Widać więc, że od dawna miał świadomość, jak trudne są dzieje naszego kraju.

Bezpośrednie kontakty z Polakami wiązały się głównie z pielgrzymką do Piekar?

Istniały już wcześniej. Brat Roger spotykał się z polskimi biskupami – Karolem Wojtyłą, Herbertem Bednorzem – w czasie Soboru Watykańskiego II. Bracia mieli zwyczaj zapraszania do naszego domu w Rzymie na obiad i na kolację ojców soborowych. Wśród nich byli biskupi polscy, był też Jerzy Turowicz, założyciel „Tygodnika Powszechnego”. Jeszcze jedną osobą, która otwierała bratu Rogerowi drogę do rozumienia polskiej duszy, była Aniela Urbanowicz – współzałożycielka warszawskiego KIK-u. Pani Aniela, której bliscy stracili życie w obozach koncentracyjnych, zaraz po wojnie pracowała na rzecz pojednania Niemców i Polaków, pojednania chrześcijan. Do Taizé przyjechała w 1960 r., pewnie jako jedna z pierwszych osób z Polski (przywieźli ją tu znajomi, którzy mieszkali w pobliżu). Od pierwszej chwili idee br. Rogera stały się jej bliskie. Korespondowali ze sobą. W Polsce opowiadała młodym o Taizé, zachęcała, by tu przyjeżdżali.

Pierwsze grupy z Polski zaczęły docierać tu nieco później?

Stało się to łatwiejsze, gdy powstała Solidarność, otworzyły się nieco granice. Pamiętam, że pierwsze autokary z Polski miały trudność w podjechaniu na nasze wzgórze. Polaków nie stać było często na udział w kosztach pobytu w Taizé. Brat Roger wpadł więc na pomysł, by zamiast pieniędzy przywozili na przykład koce albo ręczniki – stale potrzebne na naszym wzgórzu. Polacy wysiadali więc ze swoich autobusów z całymi naręczami koców, ręczników i prześcieradeł.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama