Bóg jednak istnieje

Jeszcze w seminarium „Koba”, choć był prymusem i celująco zdawał egzaminy, doszedł do wniosku, że Boga nie ma, a Kościół to jedna wielka mistyfikacja.

Józef Stalin   Józef Wolny/GN Józef Stalin
Radziecki dyktator w matrioszkowym towarzystwie Saddama Husajna i Osamy bin Ladena
W ciągu pierwszych kilku dni około 85% potencjału militarnego ZSRR zostało zniszczone lub przejęte przez Wehrmacht. Gdyby nie te zapasy zgromadzone przy samej granicy, hitlerowski Blitzkrieg załamałby się najpóźniej po 14 dniach, a tak Niemcy doszli pod Moskwę.

Jeszcze na początku czerwca 1941 dla Stalina wszystko było w zasięgu ręki: Berlin, Wiedeń, Paryż i nagle przepadło. Misternie ułożony plan, lata przygotowań, miliony ofiar – wszystko na nic. Ten, który jak lodołamacz miał utorować drogę światowej rewolucji, okazał się nieobliczalny i zniszczył wszystkie marzenia. Zniszczył nagromadzony potencjał przewyższający jakościowo i ilościowo potencjał militarny wszystkich państw razem wziętych. To, co zostało wyprodukowane nadludzkim wysiłkiem i mogło pozwolić na „wyzwolenie” całego kontynentu, było nie do odtworzenia. Musiało minąć jeszcze prawie dwanaście lat, by Józef Wissarionowicz Dżugaszwili, alias Soso, alias Koba, alias Stalin wyznał, że „Bóg jednak istnieje”.

28 lutego 1953 podczas obiadu, czyli po naszemu podczas późnej kolacji, spotkali się w „najbliższej daczy” w Koncewie: Stalin, Beria, Chruszczow, Malenkow, Bułganin. Najprawdopodobniej tam i wtedy zapadła ostateczna decyzja rozpoczęcia kolejnych czystek w partii i wojsku od 5 marca, a tym samym wejścia w ostatnią fazę przygotowań do kolejnego podpalenia świata. Tym razem Stalin planował zrobić porządek z Żydami, bo towarzyszowi Hitlerowi się to nie udało.

Było już prawie osiem lat względnego spokoju w Europie. Obiad jak zwykle przeciągnął się do 4 nad ranem. Po południu obsługa daczy znalazła Stalina leżącego na podłodze w kałuży własnego moczu. Przez następne kilkanaście godzin nie podjęto żadnych działań poza położeniem pacjenta na kanapie. Agonia trwała do 5 marca. W tym czasie najbliżsi współpracownicy dzielili między siebie władzę i najbardziej obawiali się o to, co będzie, jak Stalin nie umrze.

Wszystko wskazuje na to, że w śmierci dopomógł Stalinowi wierny Ławrientiej Beria. Los bywa okrutny. Jeszcze tego samego roku oskarżono Berię o współpracę z obcym wywiadem i stracono. Bóg jednak istnieje.

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»