Matematyka kopciuszka

Dziećmi porzuconymi przez rodziców byli m.in.: Coco Chanel, Steve Jobs, Seal, Marylin Monroe.

Zacznę od mojego ostatniego, przypadkowego, odkrycia. Znalazłam takie eleganckie miejsce w Warszawie, gdzie spotyka się plejada osób z pierwszych stron kolorowych czasopism. Piękne i jasne wnętrze, marmurowe schody, a na nich czerwony dywan, ciepłe, dyskretne i korzystne dla cery światło, zapach świeżej kawy i trwałych, mocnych piżmowych perfum. Świece, kandelabry, meble a’la Ludwik, lustra na zamówienie, okna jak w pałacu, zasłony w cenie, której nie chcę znać, gałki do drzwi z kryształkami Svarowskiego. Pracujący tam ludzie poruszali się z gracją jak w tańcu, wtapiając się w tło, by niczym nie przeszkadzać w harmonii zmysłów, jaka ma ogarnąć klienta zaraz po przekroczeniu magicznego progu.

A mimo wszystko trudno tu o relaks. Kłębią się tu dramaty i całkiem poważne scysje o odcień, o szampon, o krem, co miał działać, a nie działa… Siedzę sobie jak Kopciuszek na balu próżności tuż po dwunastej, kiedy moja kareta i sukienka zamieniły się w dynię, i przyglądam się dyskretnie klientom. Moje ulubione zajęcie – obserwowanie ludzi. Obok mojej nogi stoi damska torebka. Tuż za nią śliczny bucik wieńczący zgrabną łydkę. To po lewej. Po prawej nie gorzej. Wprawdzie kozak, ale z cielaczka i marynarka z kaszmiru. Biżuteria Bulgari (nie mylić z Bułgarią) i piękne zadbane dłonie. Raj dla mojego oka. Pełen odlot.

Z chmur woła mnie ziemia. Mam pewien defekt, jak zdefiniował to mój elitarny kolega, taki kalkulator, który nie pozwala mi się unieść. „Wiesz Hopfer, to twoje nieszczęsne przeliczanie, takie konkretne, beznadziejne, przyziemne. Jak kamień u nogi, już prawie się unosisz, a on cię ciągnie w dół.” I liczę. Torebka, w przybliżeniu wartość przełożenia i ocieplenia dachu. Buciki, dwie średnie krajowe. Kozaczki też, tyle że nie para a jeden. Dłonie, to pełne tankowanie małego samochodu. Biżuterię pominę.

A liczę przez pryzmat ich życia, przez ich potrzeby. Co można by zrobić, gdyby się dysponowało takimi sumami? Liczę i dzielę przez Monikę, Musza, Juzka, trzy Przepiórki, Krystiana i jego młodszego brata, Adama, Królika i innych. Nie mogą wyjść mi z głowy. Próbowałam tyle razy i nic.

Nie mogę przestać myśleć o tym, że Juzka trzymano w budzie dla psa, gdy był niegrzeczny. Niegrzeczny był, gdy domagał się jedzenia lub uwagi. Teraz ma siedem lat.

Monika przybiegała zawsze wtedy, gdy mama była pijana i przychodził wujek. Siedziałyśmy sobie razem, bawiłyśmy lalkami, moja mama obcinała jej paznokcie, czasem się u nas kąpała i wychodziła od stóp do głów w moich rzeczach. Odprowadzał ją mój tata, sprawdzając czy już można. Dwa lata później była w domu dziecka.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

Reklama