Przedstawiciele różnych religii na Sri Lance protestują przeciwko uprzywilejowaniu jednej.
Buddyzm, który wyznaje 70 proc. mieszkańców Sri Lanki, pozostanie religią uprzywilejowaną, czego stosowny zapis znajdzie się w nowej Konstytucji – zapewnił tamtejszy premier Ranil Shriyan Wickremesinghe. Na tę deklarację, grożącą jeszcze większymi podziałami w kraju, który odczuwa wciąż skutki wieloletniej wojny domowej, zareagowali przedstawiciele mniejszości religijnych, powołując się na niezbywalne prawo do wyznawania własnej religii.
Metodyści przypomnieli, że Sri Lanka jest krajem wieloetnicznym i wieloreligijnym. I choć buddyści stanowią ogromną większość, to przecież spośród 21 mln jego obywateli prawie 10 proc. to muzułmanie, 7-8 proc. – chrześcijanie, a 12 proc.– wyznawcy hinduizmu. Kraj więc, jak podkreśla ta protestancka wspólnota, powinien być laicki, bo tylko w ten sposób będzie można tam żyć w równości i jedności.
Zdaniem jednego z chrześcijańskich adwokatów, Migary Dossa, słowa premiera zapowiadają utrwalenie dyktatury większości. Popieranie bowiem jednej grupy etnicznej czy religijnej zawsze szkodzi jedności kraju.
Reprezentant islamu Hilmy Ahammod deklarację szefa rządu Sri Lanki nazwał „dramatem politycznym”. Podkreślił, że wyznawcy wszystkich religii są tak samo ważni i powinni cieszyć się tym samym szacunkiem, dowartościowaniem i wolnością. „My także jesteśmy ludźmi – dodał muzułmanin – i chcemy żyć bez problemów, w pokoju, a nie w strachu przed prześladowaniami ze strony buddystów”.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Za wiarę są z największą surowością karani przez komunistów.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.