Błaganie o pomoc

Na świecie pogłębia się też tendencja udowadniająca, że można wybrać każdą inną religię, byle nie chrześcijaństwo.

ONZ-et odwraca wzrok

O. Robert Wieczorek, kapucyn od 1994 roku posługujący w ogarniętej kolejną wojną Republice Środkowoafrykańskiej

O. Robert Wieczorek   Archiwum sekretariatu misyjnego kapucynów O. Robert Wieczorek
Kiedy byłem maltretowany przez rebeliantów, trzy samochody oenzetowskich sił pokojowych przejechały obok drogą, kilkanaście metrów ode mnie, a więc mnie widzieli. I choć im ludzie dawali znaki nie zrobili nic

Wielki potencjał dobra uwolniony przez Franciszka podczas jego wizyty w 2015 r. w Republice Środkowoafrykańskiej został w dużej mierze zaprzepaszczony. Na pozytywnej fali wzbudzonej przez papieża udało się przeprowadzić wybory prezydenckie i parlamentarne oraz wyłonić nowy rząd, lecz potem już działo się coraz gorzej. Nowe władze roztrwoniły z kretesem ogromny kredyt zaufania. Aż 85 proc. terytorium kraju ponownie dostało się pod okupację zwaśnionych grup rebelianckich, które zniechęcone bezowocnym oczekiwaniem na program rozbrojenia, demobilizacji i reintegracji reaktywowały się na nowo – jest ich obecnie piętnaście. W naszym kraju nie ma, jak próbowano to przedstawić na Zachodzie, wojny religijnej – chodzi o kontrolę terytorium i dziką eksploatację bogactw – to jednak konflikt ten w tragiczny sposób odbija się na życiu chrześcijan. Teren na którym leży moja parafia Ndim stał się obiektem pożądania trzech ugrupowań. Leży on tuż przy teoretycznie zamkniętej granicy z Czadem, ale to stamtąd właśnie przychodzą dostawy broni i muzułmańscy najemnicy. Swym zachowaniem przynoszą wstyd swej religii. Jedynym celem jest lekkie życie kosztem sterroryzowanych ludzi i napchanie kieszeni pieniędzmi. Okupantom forsującym interesy hodowców ze szkodą dla rolników zależy w naszym regionie na pastwiskach i udrożnienie dawnego szlaku handlu bydłem. Im dalej na południe od granicy z Czadem tym bardziej rosną ceny krów. To że misjonarze bronią ludzi i głośno mówią o tym skorumpowanym układzie, w którym udział mają też lokalne władze wielu się nie podoba. Stąd kolejna próba zastraszenia mnie, tym razem fizycznie odczuwalna.

Tu pragnę dać świadectwo ludziom. Setki osób przychodziły wyrazić mi współczucie i podziękowanie za to, że mimo wszystko zostałem z nimi. Nazajutrz na mszy rano było więcej ludzi w kościele, niż w niedzielę! Dziękowali też protestanci i muzułmanie. Mój ewentualny wyjazd równałby się zamknięciu ośrodka zdrowia i naszych szkół, a na dalszą metę - rabunek i ruinę misji,  bo siostry nie zostałyby same ani dzień dłużej. Trzeba więc tu siedzieć póki się da i modlić o nawrócenie dla „lords of war”. Po dobrych 30 latach został wyświęcony na kapłana nasz drugi w historii parafianin, ks. Stanislas. Za parę dni przyjedzie w rodzinne strony na prymicje. A my skrywamy mieszane uczucia: Jak to będzie z tym świętowaniem, skoro o 200 metrów od naszej kaplicy stacjonują rebelianci? Trwamy tu mając świadomość tego, że nasz los, ludzi w buszu, nie obchodzi nikogo. Kiedy byłem maltretowany przez rebeliantów, trzy samochody oenzetowskich sił pokojowych przejechały obok drogą, kilkanaście metrów ode mnie, a więc mnie widzieli. I choć im ludzie dawali znaki nie zrobili nic.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama