Błaganie o pomoc

Brak komentarzy: 0

Beata Zajączkowska

publikacja 10.11.2017 15:50

Na świecie pogłębia się też tendencja udowadniająca, że można wybrać każdą inną religię, byle nie chrześcijaństwo.

ONZ-et odwraca wzrok

O. Robert Wieczorek, kapucyn od 1994 roku posługujący w ogarniętej kolejną wojną Republice Środkowoafrykańskiej

O. Robert Wieczorek

O. Robert Wieczorek
Kiedy byłem maltretowany przez rebeliantów, trzy samochody oenzetowskich sił pokojowych przejechały obok drogą, kilkanaście metrów ode mnie, a więc mnie widzieli. I choć im ludzie dawali znaki nie zrobili nic
Archiwum sekretariatu misyjnego kapucynów

Wielki potencjał dobra uwolniony przez Franciszka podczas jego wizyty w 2015 r. w Republice Środkowoafrykańskiej został w dużej mierze zaprzepaszczony. Na pozytywnej fali wzbudzonej przez papieża udało się przeprowadzić wybory prezydenckie i parlamentarne oraz wyłonić nowy rząd, lecz potem już działo się coraz gorzej. Nowe władze roztrwoniły z kretesem ogromny kredyt zaufania. Aż 85 proc. terytorium kraju ponownie dostało się pod okupację zwaśnionych grup rebelianckich, które zniechęcone bezowocnym oczekiwaniem na program rozbrojenia, demobilizacji i reintegracji reaktywowały się na nowo – jest ich obecnie piętnaście. W naszym kraju nie ma, jak próbowano to przedstawić na Zachodzie, wojny religijnej – chodzi o kontrolę terytorium i dziką eksploatację bogactw – to jednak konflikt ten w tragiczny sposób odbija się na życiu chrześcijan. Teren na którym leży moja parafia Ndim stał się obiektem pożądania trzech ugrupowań. Leży on tuż przy teoretycznie zamkniętej granicy z Czadem, ale to stamtąd właśnie przychodzą dostawy broni i muzułmańscy najemnicy. Swym zachowaniem przynoszą wstyd swej religii. Jedynym celem jest lekkie życie kosztem sterroryzowanych ludzi i napchanie kieszeni pieniędzmi. Okupantom forsującym interesy hodowców ze szkodą dla rolników zależy w naszym regionie na pastwiskach i udrożnienie dawnego szlaku handlu bydłem. Im dalej na południe od granicy z Czadem tym bardziej rosną ceny krów. To że misjonarze bronią ludzi i głośno mówią o tym skorumpowanym układzie, w którym udział mają też lokalne władze wielu się nie podoba. Stąd kolejna próba zastraszenia mnie, tym razem fizycznie odczuwalna.

Tu pragnę dać świadectwo ludziom. Setki osób przychodziły wyrazić mi współczucie i podziękowanie za to, że mimo wszystko zostałem z nimi. Nazajutrz na mszy rano było więcej ludzi w kościele, niż w niedzielę! Dziękowali też protestanci i muzułmanie. Mój ewentualny wyjazd równałby się zamknięciu ośrodka zdrowia i naszych szkół, a na dalszą metę - rabunek i ruinę misji,  bo siostry nie zostałyby same ani dzień dłużej. Trzeba więc tu siedzieć póki się da i modlić o nawrócenie dla „lords of war”. Po dobrych 30 latach został wyświęcony na kapłana nasz drugi w historii parafianin, ks. Stanislas. Za parę dni przyjedzie w rodzinne strony na prymicje. A my skrywamy mieszane uczucia: Jak to będzie z tym świętowaniem, skoro o 200 metrów od naszej kaplicy stacjonują rebelianci? Trwamy tu mając świadomość tego, że nasz los, ludzi w buszu, nie obchodzi nikogo. Kiedy byłem maltretowany przez rebeliantów, trzy samochody oenzetowskich sił pokojowych przejechały obok drogą, kilkanaście metrów ode mnie, a więc mnie widzieli. I choć im ludzie dawali znaki nie zrobili nic.

 

oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama