Rumuńska rzeczywistość religijna jest intensywna i pluralistyczna.
Równie ważną wspólnotą protestancką w rumuńskim Siedmiogrodzie był jeszcze przed druga wojną światową niemiecki Kościół Ewangelicko-Augsburski, który powstał w XVI wieku i którego duchowym przywódcą był Johannes Honterus rezydujący w Braszowie, niemieckim wtedy mieście o nazwie Kronstadt. Do 1940 roku mniejszość niemiecka w Rumunii liczyła kilkaset tysięcy osób. Część z nich była katolikami, ale większość luteranami. Przez Rumunów byli zwani Sasami i bardzo szanowani, zwłaszcza od chwili, gdy w 1918 roku wsparli – wbrew Węgrom - przyłączenie Siedmiogrodu do Rumunii. Jednak dramatyczne wydarzenia drugiej wojny światowej, a potem czasy komunizmu, spowodowały masowy odpływ siedmiogrodzkich Sasów do Niemiec zachodnich. Dziś wspólnota niemieckich luteranów w Rumunii liczy zaledwie kilkanaście tysięcy dusz. Tym bardziej zwraca uwagę fakt, że w 2014 roku jeden z nich, Klaus Werner Iohannis, został wybrany w wyborach powszechnych przez prawosławnych w większości Rumunów na stanowisko prezydenta ich kraju. Zaskoczenia dopełnia fakt, że nawet jego żona Rumunka jest siedmiogrodzką grekokatoliczką, a nie wierną Kościoła prawosławnego. Trudno o bardziej spektakularny ekumeniczny gest wyrażony za pomocą kartki wyborczej.
Wspólnoty neo-protestanckie pochodzenia zagranicznego, zwłaszcza amerykańskiego, skupiają dziś parę procent obywateli Rumunii. Pojawiły się w latach dziewięćdziesiątych, zwłaszcza we wsiach najbiedniejszych regionów kraju. Jak wszędzie w Europie Wschodniej przyciągnęły ludzi pozbawionych nadziei w zmieniającym się świecie. Być może jest to zjawisko przejściowe.
Inni
Inni to przede wszystkim muzułmanie (30-40 tysięcy osób) mieszkający głównie w Dobrudży, na wybrzeżu Morza Czarnego, gdzie w wielu wsiach i miasteczkach stoją meczety. Oni nie są zjawiskiem przejściowym, bo wciąż pozostali po wiekach tureckiej dominacji w tej części Europy. Są traktowani przez Rumunów życzliwie. Podobnie jak ich współwyznawcy, niezbyt liczni Arabowie, którzy osiedlili się w Rumunii po studiach w czasach komunistycznych. Niektórzy z nich zrobili godne uwagi kariery. Dość powiedzieć, że palestyński lekarz Raed Arafat, wieloletni wiceminister zdrowia Rumunii, jest twórcą bardzo efektywnego systemu ratownictwa medycznego w tym kraju i nikt mu nie wypomina jego muzułmańskich korzeni.
Region Dobrudży jest zresztą miejscem osiedlenia również innych religijnych uchodźców. Do dziś w Delcie Dunaju i w innych miejscach rumuńskiego wybrzeża Morza Czarnego są wsie rosyjskich starowierców, którzy uciekli z Rosji w XVIII wieku. Z Rumunami mówią po rumuńsku, ale między sobą po rosyjsku.
Bogumił Luft, niezależny publicysta, ambasador RP w Rumunii w latach 1993-1999, autor książki "Rumun goni za happy endem" (wyd. Czarne)
Bogumił Luft / Bukareszt
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Za wiarę są z największą surowością karani przez komunistów.
Podczas liturgii odczytano Przesłanie Soboru Biskupów z okazji 100-lecia autokefalii.