Amerykanie w marszu za życiem

W „Marszu dla Życia”, który przeszedł ulicami Waszyngtonu 24 stycznia, udział wzięło około 150 tysięcy osób reprezentujących różne wyznania i religie. Wydarzanie upamiętniło 38. rocznicę legalizacji aborcji.

Od 1973 roku w Stanach Zjednoczonych zginęło ponad 50 milionów nienarodzonych dzieci. Pierwszy Marsz w obronie życia odbył się w USA 37 lat temu.

W przeddzień manifestacji odbyło się czuwanie w Narodowym Sanktuarium w Waszyngtonie. Odprawiono Mszę św., którą koncelebrowało 5 kardynałów i 41 biskupów oraz 325 księży. W tej największej świątyni katolickiej Stanów Zjednoczonych modliło się około 11 tys. wiernych, w tym ogromne rzesze młodych ludzi. Przez całą noc w konfesjonałach dyżurowali księża.

Głównemu celebransowi kard. Danielowi DiNardo, przewodniczącemu komisji episkopatu amerykańskiego do spraw propagowania ruchu pro-life, towarzyszyli przy ołtarzu kardynałowie: Donald Wuerl z Waszyngtonu, Francis George z Chicago, Justin Rigali z Filadelfii i Sean O’Malley z Bostonu.

W homilii kard. DiNardo zwrócił uwagę, jakim cieniem na współczesnej kulturze kładzie się rzeczywistość legalnej aborcji na życzenie. Zwracając się do uczestników czuwania, purpurat powiedział: „Ku zdziwieniu opiniotwórczych grup oraz niezainteresowanych i znudzonych mediów, nieustannie wychodzicie tutaj i w inne miejsca, by w niezmordowanie świadczyć o nieocenionej wartości każdej ludzkiej osoby” – mówił metropolita Galveston-Houston.

Purpureat wspomniał o Janie Pawle II i jego encyklice „Evangelium Vitae”, w której papież, jak przypominał kaznodzieja „nie owijał słów w bawełnę, gdy mówił o coraz nowych, coraz zacieklejszych atakach na godność istoty ludzkiej ze strony nauki i rzekomego postępu technologicznego”. Purpurat nadmienił, że dzięki beatyfikacji Jana Pawła II, działacze pro-life zyskają w niebie dodatkowego orędownika sprawy życia.
Kardynał wyraził nadzieję, że 3 nowe projekty ustaw przyjęte 20 stycznia przez Izbę Reprezentantów staną się prawem i skutecznie będą chronić życie, uniemożliwiając opłacanie aborcji z pieniędzy podatników oraz chroniąc sumienie pracowników medycznych i farmaceutów, którzy nie chcą uczestniczyć w procederze zabijania nienarodzonych dzieci.

Głosowanie nad ostatecznym kształtem forsownego przez Baracka Obamę pakietu zmian o reformie zdrowotnej ma odbyć się już niedługo. Dla obrońców życia nie ulega wątpliwości, że najbardziej proaborcyjny prezydent w historii Ameryki poprze prawo do zabijania nienarodzonych. Dał tego dowód w miniony weekend, gdy wsparł publicznie postulaty środowisk proaborcyjnych.

Czuwanie w waszyngtońskim sanktuarium zakończyło się o 6 rano (czasu amerykańskiego) 24 stycznia. Tego dnia uczestnicy czuwania oraz grupy obrońców życia z całego kraju przeszli ulicami w stronę Kapitolu, niosąc transparenty i hasła wzywające do sprzeciwu wobec aborcji. Tegorocznej manifestacji towarzyszył dokuczliwy mróz. Jednak nie odstraszył on całych rodzin, które licznie zjawiły się w stolicy USA. Wśród uczestników były też m.in. kobiety, które w przeszłości dokonały aborcji. „To wciąż boli” – zwierza się Joan Weaver z Sterling w stanie Wirginia. Marsz nie kończy jeszcze trzydniowych obchodów poświęconych obronie nienarodzonych. W Waszyngtonie oraz innych miastach Stanów odbywają się modlitwy, konferencje, spotkania i inne wydarzenia związane z promowaniem kultury życia.

Postanowienie Sądu Najwyższego z 1973 roku w sprawie Roe przeciw Wade dało początek prawodawstwu, legalizującemu zabijanie dzieci nienarodzonych w USA. W całych USA rocznie przeprowadzanych jest ok. 1,2 mln aborcji. Z najnowszych sondaży opinii publicznej wynika, że coraz więcej obywateli USA sprzeciwia się zabijaniu dzieci nienarodzonych i uważa aborcję za zło.

«« | « | 1 | » | »»

Reklama