Na pierwszy ogień poszły zboża, warzywa i owoce. Na drugi zwierzęta i ich tłuszcz. Nie był to grill, ale działalność kultowa pierwszych ludzi. Autorem pierwszej ofiary był Kain, drugiej zaś jego brat Abel. Ofiarę Abla Bóg przyjął, na tę Kainową zaś nie wejrzał. Dalej już tylko żal, gniew, rozlana krew, kłamstwo i strach. A mogło być zupełnie inaczej... Abel mógłby z radością pasać dalej swoje stada, Kain cieszyłby się z każdej garści dojrzałej pszenicy czy prosa. Wieczorami mogliby przy ognisku rozmawiać o swojej pracy, o postępach we wprowadzaniu nowinek technologicznych, w końcu do woli zajadaliby się tym, co ziemia, z ich i Bożą pomocą wydała. Tak czytam tę mrożącą krew w żyłach historię pierwszego morderstwa i dumam, jakim człowiekiem był Kain, co złego robił, że Bóg tak radykalnie z nim postąpił.
Z drugiej strony może reakcja Boga wcale nie była aż tak surowa, raczej Kain nie poradził sobie z własną zazdrością w stosunku do brata i rozruszał na całego machinę grzechu. Trudno to ocenić. Coś w tym jednak jest, że kwestie związane z jedzeniem wzbudzają od zarania dziejów wiele skrajnych emocji. Adam skuszony pięknym owocem, kosztując go, dopuszcza się zerwania relacji ze Stwórcą, a efektem tego będzie także mocno nadwyrężona więź z kobietą, później własnymi dziećmi, dziećmi ich dzieci i tak dalej... aż do teraz. Jednak nie o grzechu chcę się rozpisywać, lecz o jedzeniu, bo to temat ważny, nad wyraz biblijny, bo bardzo lubię zarówno gotować, jak i dobrze zjeść. Nie przypominam sobie jeszcze takiej dyskusji na temat odżywiania, w której biorący w niej udział zwolennicy różnych diet, ideologii czy mody, potrafiliby ze sobą o tym spokojnie rozmawiać. Mięsożercy kontra wegetarianie, wegetarianie kontra weganie, do tego witarianie, makrobiotycy, bezglutenowcy i nie wiem kto jeszcze. Co pobożniejsi chrześcijanie potrafią w takich rozmowach cytować fragmenty z Biblii na potwierdzenie własnego zdania, bez względu na to, czy jedzą mięso, bądź stronią od niego jak od ognia. Skąd w tym temacie tyle poruszenia, emocji i jakże często słów, które potrafią zrazić lub zranić? Szukanie odpowiedzi na to pytanie i wiele innych związanych z odżywianiem zapoczątkowała w moim przypadku informacja, że oto pod moim sercem rozwija się nowe życie i stanę się matką. Odpowiadam sobie zatem już prawie drugi rok i odkrywam, jak wiele zaniedbałam we wcześniejszych latach.
Kiedy jeszcze byłam na przysłowiowym garnuszku rodziców, jadałam to, co ugotowała moja mama lub od czasu do czasu tata. Jakoś nie przypominam sobie, by w okresie buntu i naporu stawać w opozycji do ich tradycyjnej kuchni. Chyba pasowało mi, że ktoś gotuje i piecze za (i dla) mnie. Pewien wyjątek stanowi tu samozwańczy pomysł zrobienia wraz z dwiema koleżankami z podstawówki jajecznicy. W tajemnicy każda z nas zabrała swój przydział jajek, chleb, jakąś kiełbasę, bardziej odważna obiecała zorganizować garnek po to, by na ognisku w lesie usmażyć ten przysmak. Do teraz pamiętam smak i podekscytowanie związane z rozpalaniem ognia, wbijaniem jajek, pilnowaniem, żeby się ta jajecznica nie przypaliła. Miałyśmy wtedy chyba po 12 lat. Dziewczyny, może uda nam się to jeszcze kiedyś powtórzyć?