Na pierwszy ogień

Nie o grzechu chcę się rozpisywać, lecz o jedzeniu, bo to temat ważny, nad wyraz biblijny, bo bardzo lubię zarówno gotować, jak i dobrze zjeść.

Cywilizacja zachodnia zapomniała chyba w którymś momencie o ciele, wynosząc na piedestał intelekt człowieka i jego stały rozwój. Z jednej strony chlubimy się postępem technologicznym, z drugiej zaś nowoczesna technologia i sposoby przetwarzania  żywności stają się dla nas przysłowiowym gwoździem do trumny. Oczywiście można powiedzieć, że  we wszystkim i tak jest chemia i nie warto zawracać sobie głowy czytaniem, szukaniem, zdrowszym gotowaniem. Przytoczę też jeden z moich ulubionych zwrotów: przecież i tak każdy umrze! Tak, każdy, ale w jaki sposób? Coraz rzadziej słyszę o czyjejś spokojnej, naturalnej śmierci. Przerażająca jest wizja cierpienia na szpitalnym łożu, w ciężkiej chorobie. Kiedyś ludzie umierali w swoich domach, otoczeni bliskimi, często we śnie. Zmiana priorytetów i stylu życia pisze nam inne scenariusze tych ostatnich ziemskich chwil. Gdzieś głęboko odczuwam sprzeciw wobec takiej wizji końca ludzkiego życia, choć tak naprawdę nie wiem, jak sama odejdę.
 
Przeczytałam ostatnio zdanie, że „rak żywi się cukrem”1. Potem przebrnęłam przez ciekawą książkę2, która o dziwo została napisana ponad 25 lat temu w USA (na język polski została przetłumaczona dopiero w 2010 roku), opisującą historię przemysłu cukrowego na świecie. I coś we mnie drgnęło. Zawalił się mój mały czekoladowy światek, enklawa dobrego nastroju rozsypała się na kawałki.
 
Zaczęłam myśleć o ludziach, którzy zginęli, żeby zaspokoić potrzeby nienasyconych cukrem europejczyków. Myślimy, że na świecie nie ma już niewolnictwa, a to nieprawda. Smarujemy rano chleb kremem czekoladowym, a na drugiej półkuli w wyniku zatrucia pestycydami umiera dziecko, które zbierało ziarna kakaowca lub trzcinę cukrową. I to może, ale nie musi mnie obchodzić.
 
Nie piszę o tym dlatego, że cena cukru gwałtownie wzrosła i to jest temat bardzo medialny. Ba, ja się nawet ucieszyłam z tej informacji! Mniej rafinowanego cukru w naszych domach jest szansą na lepsze samopoczucie (niestety po dłuższym czasie, bo organizm na brak sacharozy reaguje jak na brak narokotyku, tak, tak... cukier uzależnia! Wiem coś o tym, bo jestem przykładem cukrowego ćpuna), poprawę stanu zdrowia i rodzinnego budżetu.
 
Dzielę się tym odkryciem, bo zależy mi na zdrowiu całej mojej rodziny, bo chcę mieć wpływ na to, na co wpływ mieć mogę. 
 
Przysłowie mówi „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Jeżeli jest w tym choć ziarnko prawdy, to jaki jest nasz duch przed dawcą życia? Nie bez powodu Stary Testament aż kipi od przykazań dotyczących pożywienia.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| BIBLIA, LUTERANIE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |