W tym roku 24 kwietnia Ormianie na całym świecie, przede wszystkim w samej Armenii obchodzą 100. rocznicę tragicznych wydarzeń w Imperium Osmańskim – ludobójstwa zgotowanego im przez „postępowy” pod innymi względami rząd Młodoturków.
Pomimo istnienia niepodważalnych dowodów historycznych rząd turecki do dnia dzisiejszego nie uznaje, że ludobójstwo miało miejsce. Utrzymuje, że Ormianie padli ofiarami działań I wojny światowej i zmarli w wyniku epidemii różnych chorób podczas ewakuacji związanej ze skracaniem frontu rosyjskiego.
Dążenia ormiańskiej diaspory w krajach zachodnich do tego, by uznać wydarzenia 1915 roku za ludobójstwo, napotykały często na opór kół rządowych. Zwłaszcza po II wojnie światowej starano się ten temat wyciszać, by nie drażnić Turcji, która stała się strategicznym partnerem w NATO, a na Bliskim Wschodzie z powodzeniem równoważyła wpływy sowieckie. Dlatego też rządy zachodnie przymykały oczy nie tylko na problem ormiański, lecz również na łamanie praw człowieka w samej Turcji, m.in. na pogromy Greków w 1955 roku, mordy polityczne na Cyprze po 1974 roku, fizyczne wyniszczanie Kurdów czy torturowanie więźniów politycznych, o czym wiele razy alarmowała Amnesty International.
Koniec „zimnej wojny” sprawił jednak, że znaczenie Turcji jako przeciwwagi dla Rosji nieco zmalało i niektórzy przestali przymykać oczy na dotychczasową politykę Ankary. W 1987 Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której stwierdził, że rzeź Ormian w 1915 była zorganizowanym ludobójstwem i uzależnił przyjęcie Turcji do EWG od uznania tego faktu. W odpowiedzi rząd w Ankarze nazwał rezolucję „rasistowską” i „przepełnioną nienawiścią do narodu tureckiego”.
Były prezydent tego kraju gen. Kenan Evren oświadczył: „Nie uznamy ludobójstwa, bo da to Armenii pretekst do roszczeń terytorialnych”. Inni politycy tureccy obawiają się z kolei żądań odszkodowań finansowych, takich jakie musieli wypłacać Żydom Niemcy. Sami Ormianie podkreślają natomiast, że zależy im głównie na uznaniu prawdy i oddaniu historycznej sprawiedliwości.
Kilka lat temu cały świat śledził proces wybitnego tureckiego pisarza Orhana Pamuka (laureata literackiej Nagrody Nobla w 2002), oskarżonego o „oczernianie Turcji”, gdy w jednym z wywiadów powiedział: „30 tys. Kurdów i milion Ormian zostało zabitych na tej ziemi i nikt poza mną nie ma odwagi o tym mówić”. W styczniu 2007 roku z rąk tureckiego nacjonalisty zginął Hrant Dink – turecki Ormianin, redaktor naczelny ormiańskiego czasopisma „Agos”, który również głośno domagał się prawdy o ludobójstwie. Na jego pogrzeb przyszły tysiące Turków, którzy nieśli hasła „Wszyscy jesteśmy Hrantami, wszyscy jesteśmy Ormianami”.
W 2001 eksterminację Ormian za ludobójstwo uznał parlament francuski, co znów wywołało ostry protest Turcji. Dotychczas parlamenty ponad 30 państw, w tym Austrii, Belgii, Grecji, Holandii, Kanady, Niemiec, Rosji, Szwecji, Szwajcarii, Włoch oraz 39 stanów USA ogłosiły uchwały uznające ludobójstwo Ormian. Również polski Sejm przyjął przez aklamację odpowiednią uchwałę w tej sprawie 19 kwietnia 2005 (w 90. rocznicę zagłady).
Ormianie mają nadzieję, że stanowisko Ankary zacznie się zmieniać wraz z postępem rozmów w sprawie przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej. Jeszcze do roku 1993 władze tureckie oficjalnie utrzymywały, że na terenie ich państwa nie mieszka w ogóle ludność kurdyjska (Kurdów nazywano oficjalnie Turkami Górskimi), później jednak, pod naciskiem UE, zmieniły zdanie. Obecnie nie tylko uznają istnienie Kurdów, lecz również zezwalają im na wydawanie w ich języku własnej prasy i zakładanie własnych organizacji.
I rzeczywiście coś zaczyna się zmieniać. 24 kwietnia 2014, po raz pierwszy w dziejach stosunków turecko-ormiańskich ówczesny premier (od sierpnia ub.r. prezydent) Recep Tayyip Erdoğan przesłał „kondolencje” potomkom Ormian za ich „cierpienia w trudnym okresie” I wojny światowej. Jest to „wspólny ból nas wszystkich” – zapewnił szef rządu w orędziu rozpowszechnionym w 9 językach, m.in. po ormiańsku. Nawiązując do bliskiej Ormianom daty 24 kwietnia podkreślił, że dzień ten „ma szczególne znaczenie dla naszych obywateli ormiańskich i dla wszystkich Ormian na świecie”.
To bezprecedensowe orędzie, mimo całej swej doniosłości i znaczenia, nie wspomniało jednak ani słowem o ludobójstwie z 1915 i którego Ankara do dzisiaj nie uznaje. Zamiast tego premier postawił na równi tragedie Ormian, Turków, Kurdów, Arabów i „milionów innych obywateli osmańskich wszelkich religii i narodowości”, którzy stracili życie w latach I wojny światowej. „Jakiekolwiek skrupulatne, zrównoważone i ludzkie podejście do tych zagadnień wymaga zrozumienia wszystkich cierpień, doświadczanych w tym czasie, bez dyskryminacji religijnej czy etnicznej” – stwierdził autor przesłania.
Zaznaczył przy tym, że „obowiązkiem ludzkim jest zrozumienie i podzielanie woli Ormian upamiętnienia ich cierpień w tym okresie”. Dodał, że wydarzenia z 1915 miały „nieludzkie następstwa” dla Ormian i innych narodów, ale – jak podkreślił – „nie do przyjęcia jest wykorzystywanie ich jako pretekstu do siania wrogości wobec Turcji i do tworzenia nowych antagonizmów”.
Premier wyraził życzenie, aby narody, należące do „starożytnej i jednej geografii” Imperium Osmańskiego, „były w stanie prowadzić dialog między sobą na temat swej przeszłości i wspominać razem swe straty w sposób cywilizowany, bez dyskryminacji na tle etnicznym czy religijnym”. Potwierdził też gotowość swego rządu do badań historycznych nad przeszłością, ale odrzucił obarczanie dzisiejszej Turcji odpowiedzialnością za tamte wydarzenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."