Wyznawcom Chrystusa nie groziły śmierć i więzienie. Starano się jednak za wszelką cenę przekonać ich do buddyzmu.
Jeszcze do niedawna rządzona przez wojskową juntę Birma kojarzyła się Zachodowi głównie z represjami wobec opozycji demokratycznej. W 2011 r. trudna sytuacja gospodarcza i zagrożenie dominacją Chin zmusiły jednak generałów do liberalizacji systemu. Do kraju ściągnięto zagraniczny kapitał, wypuszczono więźniów politycznych, zniesiono cenzurę. Władza była przekonana, że tymi decyzjami zbudowała sobie trwałe poparcie społeczne. Okazało się jednak, że wybory w 2015 r. wygrała opozycyjna Narodowa Liga na rzecz Demokracji, założona przez Aung San Suu Kyi. Wojskowi z pewnym niedowierzaniem oddali stery rządu w ręce laureatki Pokojowej Nagrody Nobla, ale zachowali wpływy, w konstytucji gwarantując sobie przewodnią rolę polityczną i kontrolę nad resortami siłowymi. – W świecie zachodnim mówi się o Suu Kyi jako o liderce państwa, w rzeczywistości mamy tam jednak dwuwładzę – tłumaczy GN dr Michał Lubina z UJ, autor książki „Pani Birmy. Biografia polityczna Aung San Suu Kyi” (...).
Religia narodowa
Chrześcijanie stanowią w Birmie zaledwie 3 proc., większość z nich to protestanci. Co prawda już ponad 500 lat temu dotarli tam katoliccy misjonarze z Portugalii, ale wyznawcy Chrystusa zaczęli być silną grupą dopiero w XIX w., kiedy kraj został zajęty przez Brytyjczyków. Podobnie jak w całej Azji, także w państwie położonym nad Zatoką Bengalską chrześcijaństwo długo kojarzyło się z przemocą kolonialistów. Do tej pory konwersje z buddyzmu wśród rdzennych Birmańczyków są bardzo rzadkie. Bardziej otwarte na Chrystusa są natomiast mniejszości, których w państwie jest w sumie 135. Trzy z nich: Karenowie, Czinowie i Kaczinowie to w dużej mierze chrześcijanie. Zawdzięczają oni misjonarzom nie tylko wiarę, ale także przekształcenie z dzikich plemion w świadome swojej odrębności grupy etniczne. W oczach Birmańczyków pastorzy i księża stali się winnymi rozbicia wielkiej buddyjskiej rodziny, do której siłą próbowano wciągać przedstawicieli mniejszości.
– W dzieciństwie najwięcej miałam przyjaciół protestantów i buddystów, katolików było niewielu – przyznaje s. Ana. Od dwóch lat pracująca w Rzeszowie saletynka wychowała się w Myitkyina, stolicy stanu Kaczin. Jej tata urodził się w rodzinie katolickiej, mama w protestanckiej – dla męża postanowiła jednak zmienić wyznanie. Siostra Ana opowiada, że konwersje w obrębie chrześcijaństwa są powszechne i działają w obydwie strony. Z jej relacji wynika, że birmańscy katolicy chętnie pogłębiają swoją wiarę w działających przy parafiach kręgach biblijnych. Bardzo ważne jest dla nich także budowanie relacji: po liturgii wszyscy spotykają się w domach na agapie, śpiewając i dzieląc się z innymi swoimi doświadczeniami. Inspirującą postacią dla tamtejszych katolików jest bł. Izydor Ngei Ko Lat. – Był pierwszym świeckim katechetą. Dzięki jego niezłomnej wierze i męczeńskiej śmierci cały kraj usłyszał o wierze katolickiej – mówi s. Ana. Saletynka sama także usłyszała Dobrą Nowinę z ust świeckich katechetów, którzy pomogli jej odkryć powołanie do życia zakonnego.
Zburzone kościoły
Aktualnie w państwie działa 2 tys. sióstr zakonnych i prawie 800 księży. Zazwyczaj w ciągu roku do seminariów i zakonów wstępuje kilka osób, zdarzają się jednak puste roczniki. Nic dziwnego: chrześcijaństwo długo nie miało okazji rozwijać się w normalnych warunkach. Jeszcze na początku br. media donosiły o aresztowaniu dwóch protestanckich pastorów oraz zburzeniu katolickiego kościoła. Te pojedyncze incydenty jednak niewiele znaczą w porównaniu z tym, co działo się w latach 90. – Ówczesna junta prowadziła bardzo ostrą politykę buddyzacyjną – mówi dr Lubina.
Prześladowania dotyczyły szczególnie Czinów, którzy są w ponad 90 proc. chrześcijanami. Armia wkraczała do zamieszkiwanych przez nich miejscowości, burząc kościoły i kaplice. Na ich miejscu powstawały buddyjskie klasztory i pagody. Prostych wyznawców Chrystusa próbowano przekonać do konwersji na buddyzm w zamian za bydło i inne dobra materialne. Intensywnie przeszkadzano w funkcjonowaniu chrześcijańskich wspólnot: organizacja modlitwy lub katechezy wymagała zgody władz, obowiązywał zakaz drukowania Biblii oraz przyjmowania przez Kościoły datków z zagranicy. Wyznawcom Chrystusa nie groziły śmierć i więzienie. Starano się jednak za wszelką cenę przekonać ich do buddyzmu.
Zakazane słowo
– Teraz chrześcijaństwo stało się obojętne, nikomu nie przeszkadza. Wroga narracja państwa jest skierowana przeciwko islamowi – mówi dr Lubina. Ludność muzułmańską w kraju można podzielić na dwie grupy: etnicznych Birmańczyków, którzy przyjęli islam, oraz lud Rohingya. Mieszkający w północnym Arakanie członkowie tej społeczności twierdzą, że są obecni na tym terytorium już od ośmiu wieków. Zdaniem Birmańczyków to w rzeczywistości nielegalni imigranci z Bangladeszu.
Rdzenni mieszkańcy kraju obawiają się, że Rohingya chcą przyłączyć północny Arakan do zachodniego sąsiada Birmy. W społeczeństwie panuje zgoda co do tego, że należy ich wyrzucić z kraju. Próbowano to zrobić już od połowy lat 70. Władze do tej pory realizowały jednak nie tylko politykę wysiedleń Rohingya do Bangladeszu, ale za namową mnichów buddyjskich brały także udział w pogromach tej ludności. Prześladowana mniejszość po każdym wygnaniu wracała jednak do Arakanu.
W Birmie nazwy Rohingya nie wolno wypowiadać na głos...
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.