Uzbrojone bandy z północy dokonują ataków sięgających coraz bardziej w głąb kraju.
Pogarsza się sytuacja w Nigerii. Uzbrojone bandy z północy dokonują ataków sięgających coraz bardziej w głąb kraju. Mieszkańcy obawiają się wybuchu konfliktu na pełną skalę.
Dramatyczne sceny miały miejsce w okolicy wioski Maikatako 17 listopada. Lokalna ochotnicza milicja, uzbrojona jedynie w jednostrzałowe strzelby stawiła opór w czasie nocnego napadu. Musiała jednak ratować się ucieczką ze względu na przewagę bandytów, uzbrojonych w kałasznikowy.
W tym samym miesiącu uzbrojone bandy napadły na trzy wioski w stanie Benue. Zabiły 18 osób, w tym kilkoro dzieci. Z kolei 21 listopada doszło do ataku w południowej części stanu Enugu. Ten napad zaskoczył miejscowych, gdyż do tej pory bojówki nie zapuszczały się tak bardzo na południe. To prawie 650 km od środkowej części kraju, która dotychczas była sceną walk.
Parlamentarzysta Salomon Maren zaznacza, że w tym centralnym regionie „ludzie na wsiach nie mogą wyjść na pole lub w ogóle pójść gdziekolwiek bez obawy o swoje życie”. Dodaje, iż tylko w listopadzie pochowano 30 jego rodaków, którzy zginęli napadnięci na polach albo w swoich domach. Ilość ataków narasta tam już od ponad czterech lat.
„To prawda, że chrześcijańscy rolnicy ścierali się z muzułmańskimi pasterzami Fulani od lat, ale ostatnie ataki ze strony bojówek Fulani wyglądają na skoordynowane i strategiczne” – zaznacza Kyle Abts, dyrektor Międzynarodowego Komitetu dla Nigerii. Dodaje, że „w całej centralnej części Nigerii siły porządkowe albo nie są wystarczająco silne, aby przeciwdziałać rozlewowi przemocy, albo same współuczestniczą w tym procederze”.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."