O samotności uciekającego lidera.
Podjąłem w swym życiu sporo ważnych decyzji. Będąc kiedyś szefem klasy, nie nadużywałem swej pozycji. To mój kolega zadawał niesfornym retoryczne pytanie dyktatora – kto tu rządzi? Ja, czy… ja? Gdy ja w międzyczasie wypisywałem rozwiązania zadań na tablicy dla tych, co nie zdążyli ich w domu zrozumieć i na czas zrobić, bo bardzo wielu chłopaków dojeżdżało.
Jako najstarszy z rodzeństwa też miałem swoje przywileje nie do końca wykorzystane. Zdawało mi się jednak, że na nowym miejscu, jako głowa rodziny, będę bardziej niezależny. Dlatego pozostawiłem i opuściłem te swoje na łąkach dzieciństwo. I prawo do sadu. I miejsce za horyzontem, gdzie dojrzewały czereśnie i jabłonie. Gdzie dojrzały moje marzenia nieustannie modyfikowane. Dlatego mogę już jechać z Mniejszym i Dużą samochodem na kolejną wycieczkę w góry. A komu w drogę, temu… plecak. Zresztą tylko w górach, co potwierdza wielu, jest się bliżej nieba i chodzić można niebieskimi szlakami. Choć wraca się czerwonymi albo zielonymi. Na skróty, azymutem jest niewskazane. A co ważne, tam spotyka się tylko wybrańców.
Przed nami wlokło się pod górę parę aut. Jedynka i redukcja na dwójkę. I znów jedynka. Czekałem na odpowiedni moment, by się rozpędzić, włączyć kolejne, wyższe biegi. A potem wyprzedzić i stanąć na czele. Dusiłem w sobie wiele negatywnych opinii o tych przede mną. Szukałem nawet winy w sobie, że o parę minut później wyjechaliśmy z domu. I stąd ci dzielni – niedzielni, bez polotu kierowcy. Duża pilotowała i jeszcze kalkulowała niebezpieczeństwo, gdy kolejne auto zostało w tyle. Nie wiem, czy zaimponowałem Mniejszemu, który aparatem rejestrował obrazy wokół nas. Ale chciałem, aby też się uczył tych prostych zdarzeń w życiu, by móc je bez stresu pokonać. A on ze smakiem artysty wybierał sytuacje i dobrze je kadrował w pejzażu dnia. Umiejętnie balansował pomiędzy rozumem i sumieniem, rejestrując w obrazie to, co nam z Dużą często umykało. Zdawał się być roszczeniowym, gdy podsumowywał dorobek mojego pokolenia. Ale w końcu nam wszystkim należał się lepiej urządzony świat. I godne życie. Mieliśmy teraz ten świat, lepszy przynajmniej w walorach turystycznych, przed sobą. Poczuć można w końcu wolność, jaka udzielała się nam wraz z prędkością i szeroką panoramą. Przed nami mieliśmy tylko drogę i majestat gór. Ich szczyty z biegiem lat wydają mi się coraz bardziej święte i niedostępne. A wiem, że trzeba tam wejść, aby, spoglądając w dolinę, znaleźć dla siebie właściwą ścieżkę. Na szerokiej, prostej drodze ponosiła mnie radosna fantazja, która nie przystoi statecznym przywódcom w pędzącym samochodzie. Przed kolejnym zakrętem już nie miałem ochoty, a może odwagi, aby przyspieszyć i wyjść z łuku na prostą. Miałem spory dystans do wyprzedzonych aut. Jechałem teraz tak, jak nakazują znaki drogowe. Byłem dostatecznie zmęczony tą krawędzią ryzyka, gdzie wszystko mogło wymknąć się mej kontroli. Zrozumiałem w końcu, czemu perfekcjoniści nie mkną w swej karierze, jakakolwiek by ona nie była, dalej, w przód. A może, gdy stają się rutyniarzami, przestają być atrakcyjnymi partnerami, a nawet konkurentami? Perfekcjoniści dokonują chyba tylko awansu moralnego, skupiając się nad tym, co by tu jeszcze z siebie dać. To nie fair, pomyślałem, widząc jak mija mnie pierwszy samochód. I zaraz następne na lewym pasie. Byłem dla nich jedynie uciekinierem. A oni już nie chcieli mnie wchłonąć w stado, lecz pokazać mi, gdzie jest moje miejsce, że na pewno nie na podium. Ze zmęczeniem tężało we mnie dziwne osamotnienie. Na trasie jakby innej, ku Najpierwszemu. A może to tylko odpowiedzialność każe mi wątpić, że nie umiem być liderem i ciągnąć wszystkich pod prąd zakazów i nakazów, jakie nas na drodze czekają?
Minęliśmy właśnie patrol drogówki, który na poboczu miał pełne ręce roboty. Nie zatrzymał nas, jakby lekceważąc. Duża z Mniejszym odetchnęli, że już nie będę dalej ciągnął tej gry. Bo prawdę mówiąc, to zacząłem się gubić, choć do celu było tak blisko. I jakby ogłuszony euforią zabawy, powoli przestałem rozróżniać, co jest dla nas najwłaściwsze.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."