Kłopotliwe dziedzictwo

Od II wojny światowej na Dolnym Śląsku użytkujemy wiele kościołów przejętych od ewangelików. Na ogół jednak nie wiemy, ile heroizmu kosztowało ich wybudowanie.

Odpowiedzią katolików na rozpowszechniający się protestantyzm była kontrreformacja. Zanim jednak dojrzała, musiało minąć ponad 100 lat. Katolicy po kolei odbierali użytkowane przez luteran świątynie. Na mocy układu z królem szwedzkim protestanci zachowali świątynie we Wrocławiu oraz w księstwach: legnickim, brzeskim, oleśnickim i wołowskim. W filmie Uty Badury jasno padają słowa jednego z historyków: odebrano nam nasze świątynie. Kontrreformacja nie była łaskawym czasem dla ewangelików. Habsburgowie byli katolikami i wspierali szlachtę, aby ta czym prędzej nawracała „innowierców”. Opornym groziło wydalenie ze Śląska.

Taki los spotkał mieszkańców dóbr podległych m.in. opatowi Bernardowi Rosie. Tak, temu samemu, któremu zawdzięczamy dzisiejszy wygląd sanktuarium w Krzeszowie, który założył bractwo świętego Józefa i wybudował dla niego kościół. Temu samemu, który nakazał proboszczom pracującym w dobrach klasztornych pójść do seminarium, aby podnieść poziom wykształcenia. Obok niewątpliwie pięknych kart w swojej biografii słynny opat ma również i takie, które dzisiaj byłyby uznane za okrutne.

Leśni kaznodzieje
Ewangelicy w tym czasie nie mogli, pod groźbą utraty majątku, odprawiać swoich nabożeństw. Ale w centrum Śląska istniało jednak księstwo, którego władca był ewangelikiem. Było to legnickie księstwo Piastów, wówczas swoisty „śląski Watykan” dla protestantów. W połowie XVII w. wzdłuż wewnętrznych granic księstwa legnickiego oraz sąsiadującego od zachodu ze Śląskiem księstwa saksońskiego powstało łącznie około 200 nowych świątyń. Część starych świątyń przerobiono, dodając wewnątrz empory, tak aby sprostać napływającym wiernym. Nazywano je świątyniami granicznymi lub ucieczkowymi. Każdej niedzieli pieszo udawały się do tych świątyń tysiące protestantów mieszkających na terenach Habsburgów.

I tak z Mirska szli do Giebułtowa, z Gryfowa do Olszyny, ze Świerzawy do Nowej Wsi Grodziskiej lub Złotoryi, a z Przemkowa do Pogorzelisk. Z Jeleniej Góry ciężko było jednego dnia przejść, a nawet dojechać wozem do Saksonii albo do księstwa legnickiego. Dlatego pojawił się tutaj oryginalny sposób odprawiania nabożeństw. Otóż z księstw wolnych wyznaniowo przybywali potajemnie, bez ujawniania swojej tożsamości oraz fachu, kaznodzieje. Zwano ich leśnymi kaznodziejami. Na ukrytych leśnych polanach sprawowali oni nabożeństwa, udzielali ślubów i chrzcili dzieci. Niestety, wymiana narodowości po 1945 r. spowodowała, że nie znamy miejsc, które służył za „leśne kościoły”. Inaczej jest w Beskidach, gdzie kilka takich miejsc jest dzisiaj uznawanych za pomniki historii.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama