Chrześcijanie mają prawo obawiać się arabskich rewolucji. Choć dziś cierpią, jak inni pod uciskiem autorytarnych reżimów, dobrze zdają sobie sprawę, że po ich obaleniu sytuacja może się jeszcze bardziej pogorszyć – oświadczył iracki ambasador przy Stolicy Apostolskiej.
Habib Mohammed Hadi Sadr stanął w obronie chrześcijan, którym zarzuca się, że nie dość popierają rewolty w krajach arabskich. Różnią się w tym od swych przodków, którzy odegrali kluczową rolę w dekonstrukcji Imperium Otomańskiego i w procesie dekolonizacji Bliskiego Wschodu, a także stawiali opór ruchom syjonistycznym.
Iracki ambasador zaznacza, że arabskie rewolucje to ruch żywiołowy, a nie programowy. Nie wiadomo, czego się można po nich spodziewać. Dochodzą do głosu wielkie emocje, które można skierować na różne tory. Jest bardzo prawdopodobne, że przejmą nad nimi kontrolę ekstremistyczne ruchy islamskie, bo one są najlepiej zorganizowane i mają największe zaplecze. A wtedy sytuacja chrześcijan zdecydowanie się pogorszy. Już dziś nie jest dobra, o czym świadczy masowy exodus chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Kiedy jednak władzę przejmą ekstremiści, poleje się chrześcijańska krew, a kościoły będą profanowane. W takiej sytuacji obawy chrześcijan są w pełni uzasadnione – pisze iracki ambasador. Przypomina on, że również świat arabski jest już w tej kwestii bardzo ostrożny, choć na początku arabska wiosna mogła liczyć na pełne poparcie pobratymców.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."