Na chłopski rozum

Fascynuje mnie świat, to, jak bardzo jest złożony. Fascynuje mnie poznawanie rozwoju ludzkiej wiedzy.

Wrzesień 1989 r., niewielkie miasteczko na północnej Opolszczyźnie, mały Stefanek idzie do pierwszej klasy podstawówki.

Wielokrotnie poinstruowany przez troskliwą mamę, że „trzeba być grzecznym i słuchać pani”, pełny nadziei rozpoczyna zdobywanie wiedzy. Tak naprawdę to coś tam już od rodziców „wyciągnął” dociekliwymi pytaniami, ale teraz rozpoczyna się na dobre.

Od samego początku cyferki wydają się być zdecydowanie ciekawsze niż literki. Tak więc te fragmenty lekcji z „panią od wszystkiego” zapadają mu szczególnie w pamięci. Samo liczenie to w sumie nuda: 1,2,3,4 itd. Pani więc przechodzi do działań i powtarza jedną z podstawowych świętości (którą i tak rodzice już dawno powiedzieli), że 2+2=4. Pojawiają się i inne dodawania. Jest miło i przyjemnie. Ale oto pewnego pięknego dnia pani formułuje jedną z bardzo poważnych zasad. Okazuje się, że z odejmowaniem już nie da się tak łatwo.

„Pamiętajcie – mówi – nie wolno od mniejszej liczby odejmować większej”. No szkoda, że nie wolno, ale skoro pani tak mówi, to pewnie tak musi być. Odrabiając zadanie domowe i widząc podchwytliwy przykład: 3-5, Stefanek grzecznie wpisuje, że tak nie wolno odejmować. Mija trochę czasu i oto zaskoczenie. Pani bardzo sprytnie jakby zapomniała o wcześniejszych prawach, których sama uczyła, i wprowadza nowe pojęcie – „liczby ujemne”. I nagle okazuje się, że można odejmować to 3 od 5. Wychodzi po prostu -2.

To łamanie jakiegoś prawa (potem już przez kolejne nauczycielki) powtarza się odtąd niejednokrotnie. Okazuje się bowiem, że jednak 4 można dzielić przez 3 (a nie tylko przez 1, 2 i 4) i powstaje liczba wymierna. Co więcej, okazuje się, że istnieją nawet liczby niewymierne. A na studiach to już w ogóle abstrakcja. Można pierwiastkować liczby ujemne (mamy do czynienia z częścią urojoną w liczbach zespolonych), aż w końcu pewnego pięknego słonecznego dnia upada nawet podstawowa świętość, bo oto np. w pierścieniu Z3 działanie 2+2 =1!

Czyżby od dzieciństwa mnie oszukiwano? Najpierw wmawiało mi się, że coś nie istnieje, a potem się okazywało, że jednak w pewnych warunkach może powstać. Czy mam prawo czuć się okłamywany? A może to, czego wyuczyłem się teraz, też kiedyś okaże się nie w każdym przypadku prawdziwe? Spiskowa teoria dziejów? A może jednak tak jest lepiej? Jakoś nie wyobrażam sobie, jak uzyskałbym promocję do klasy drugiej szkoły podstawowej, gdyby najpierw egzekwowano ode mnie wiedzę na temat pierścienia Z3, żeby od początku wyczerpać wszystkie aspekty i przypadki w dodawaniu.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| EWANGELICY, NAUKA