80 proc. kościelnej infrastruktury w Nigrze zostało zniszczone przez muzułmanów w połowie stycznia br. Straty szacuje się na ok. 2 mln euro.
Była to drastyczna odpowiedź wyznawców islamu na opublikowanie karykatur Mahometa we francuskim piśmie Charlie Hebdo. Z ziemią zrównano wówczas i ograbiono nie tylko świątynie, ale i kościelne szkoły, przychodnie i domy dziecka, a nawet zapasy żywności dla sierot.
„Na początku ludzie obawiali się, że ataki się powtórzą, z czasem jednak masowo włączyli się sprzątanie i usuwanie szkód” – mówi pracujący w katedrze w stołecznym Niamey ks. Jean Baptiste Kafando. Dodaje, że trwa wyścig z czasem, by przynajmniej największe szkody naprawić przed zbliżającą się porą deszczową. Nie jest to łatwe, ponieważ wiele budynków wymaga całkowitego podniesienia z ruin. Kapłan przyznaje, że ze zrabowanych rzeczy udało się odzyskać jedynie kilka książek. Po kielichach mszalnych, monstrancjach, rzeźbach i innych mających jakąkolwiek wartość przedmiotach ślad zaginął. Islamiści rozkradli nawet ławki kościelne i wiatraki, powyrywali ze ścian przewody i gniazdka. Czego nie udało się ukraść, spalili.
Po antychrześcijańskich atakach Kościół w Nigrze przypomniał redaktorom Charlie Hebdo, że ich działania miały na całym świecie dramatyczne skutki uboczne. „Pismo jest obecnie w doskonałej kondycji finansowej, więc jego redaktorzy mogliby wesprzeć ofiary. Ich pomoc przyjmiemy z wdzięcznością” – mówi ks. Kafando. Podnoszenie z ruin to zadanie przerastające skromne możliwości miejscowych chrześcijan, choć spontanicznie opodatkowali się ono na ten cel. Rząd obiecał wprawdzie pewne wsparcie, ale na razie na tym się skończyło. Straty szacuje się na ok. 2 mln euro.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."