Minęły trzy lata od głośnego uprowadzenia nigeryjskich nastolatek przez islamistyczną sektę. Dzisiaj wiemy, że kobiet skrzywdzonych przez Boko Haram są tysiące.
Zachodnia edukacja powinna się skończyć. Porwałem te dziewczyny. Sprzedam je na targu z pomocą Allaha – mówił przywódca Boko Haram Abubakar Shekau w kwietniu 2014 roku. Do tego czasu Zachód niemal nie zwracał uwagi na dramat, który rozgrywał się w Nigerii. Dopiero spektakularne porwanie 276 licealistek z internatu w Chiboku sprawiło, że o terrorze islamistycznej sekty zaczęto mówić na całym świecie. Politycy, dziennikarze i działacze społeczni domagali się uwolnienia uczennic, szefowie europejskich państw organizowali kryzysowe szczyty, a Angela Merkel obiecała wsparcie dla zachodnioafrykańskich sił operacyjnych, które miały odbić zakładników. W akcji #BringBackOurGirls w mediach elektronicznych wzięło udział wiele znanych osobistości, m.in. Michelle Obama. Później sprawa przycichła – opinia publiczna znowu przestała interesować się losem Nigeryjczyków.
W nocy z 14 na 15 kwietnia 2014 r. komando Boko Haram wywiozło licealistki do lasu, gdzie miały zostać wydane za islamskich bojowników. Były wśród nich chrześcijanki i muzułmanki. Kilka miesięcy po tych wydarzeniach media zaczęły donosić o uwolnieniu części dziewczyn. Nigeryjska armia zbombardowała dwa obozy nieprzyjaciela i zabrała stamtąd kilkaset kobiet, ale szybko okazało się, że nie ma pewności, czy wśród nich były uczennice z Chiboku. Wolfgang Bauer w książce „Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki” potwierdza, że w niewoli organizacji znajduje się ogromna liczba kobiet, a głośna sprawa uczennic to wierzchołek góry lodowej. Tysiące dziewczyn uwięzionych w lesie Sambisa przeżyło prawdziwe piekło. Gwałty i brutalne pobicia były ich chlebem powszednim. Bauerowi udało się porozmawiać z sześćdziesięcioma z nich.
Śladem ISIS
„Boko Haram” można przetłumaczyć na kilka sposobów: „Książki to grzech”, „Zakazać zachodniej oświaty”, „Nowoczesne wychowanie to grzech”. Cele działalności organizacji najlepiej odzwierciedla jednak jej oficjalna nazwa: Sunnickie Zrzeszenie na rzecz Nawracania na Islam i Dżihadu. Boko Haram walczy bowiem o utworzenie w Nigerii kalifatu na wzór tego, który Państwo Islamskie utworzyło na terenie Syrii i Iraku.
Wszystko zaczęło się w 2002 r., kiedy powstała grupa ortodoksyjnych muzułmanów, skupionych wokół Ustazy Mohammeda Yusufa. Charyzmatyczny kaznodzieja był świetnym mówcą, potrafił porwać tłumy. Razem ze swoimi zwolennikami chodził po nigeryjskich wsiach, próbując narzucić mieszkańcom prawo szariatu. Wtedy jego ruch był jeszcze stosunkowo niegroźny, władze traktowały go jako nieco bardziej radykalną od innych grupę modlitewną.
Yusuf wzmocnił swoją pozycję rok później, kiedy sprzymierzył się z senatorem Ali Modu Sheriffem. W zamian za pomoc w kampanii wyborczej jego organizacja otrzymała wsparcie finansowe i udział w rządzie prowincji. Yusufici dzięki działaniom terrorystycznym stopniowo zaczęli zdobywać wpływy w całej północno-wschodniej części kraju. Ich ideologia podporządkowania życia radykalnej interpretacji Koranu była atrakcyjna dla wielu mieszkańców, zawiedzionych sposobem funkcjonowania państwa. Sekta wyrosła na obszarze, na którym przeciętny obywatel żyje za mniej niż dolara dziennie, a skorumpowane władze na potęgę kradną pieniądze z państwowej kasy (od 1960 r. zdefraudowano 400 mld dolarów). Dołączając do Boko Haram, ludzie liczyli na poprawę sytuacji materialnej.
Yusuf stał się niebezpieczny dla rządzących, dlatego w 2009 r. został przez nich zamordowany. Jego miejsce zajął Abubakar Shekau, który postawił na rozbudowę armii. W jej szeregach pojawiło się 50 tys. młodych mężczyzn, gotowych wykonać każdy jego rozkaz. Dla organizacji nastały tłuste lata.
W 2014 r. Boko Haram opanowała jedną piątą Nigerii, mordując 20 tys. ludzi. W zamachach terrorystycznych ginęło coraz więcej chrześcijan i muzułmanów, którzy nie chcieli podporządkować się prawu szariatu. Obecnie przed bojówkami Shekau ucieka 7 mln Nigeryjczyków. Większość to kobiety, które są organizacji szczególnie potrzebne, koniecznie żywe.
Naczynia dla genów
38-letnia Sadiya razem z 14-letnią córką Talatu przez 9 miesięcy była więziona w lesie Sambisa. W sierpniu 2014 r. bojownicy napadli na ich wioskę. Wszystkich zmusili do nawrócenia się na islam – nawet muzułmanów, którzy nie byli wystarczająco radykalni. Chrześcijan od razu mordowali, podobnie jak mężczyzn, którzy pracowali dla służb bezpieczeństwa, oraz duchownych sprzeciwiających się ekstremizmowi.
W każdej zarządzanej przez sektę wiosce rządzi emir, który wprowadza szariat i decyduje, komu i z kim wolno się rozmnażać. Bojownicy uważają, że kobiety są naczyniami dla ich genów, do współżycia zmuszają nawet 10-letnie dziewczynki. Teoretycznie mają oddać się tylko swoim mężom, w praktyce są gwałcone także przez innych mężczyzn.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Powstał on z inicjatywy Uniwersyteckiego Centrum Badań Wolności Religijnej UKSW.