Nie chcesz żyć pobożnie i dać się prowadzić Bożemu Słowu?

To prowadzić cię będą kat i szatan, aby cię zgubić - twierdził Marcin Luter, który miał też coś wspólnego z... uczniem czarnoksiężnika.

Luter, uwalniając Ewangelię od władztwa instytucji, wpadł w pułapkę wolności słowa w świecie braku wolności obywatelskich. Nieakademicka lektura Biblii dostępna dla każdego chrześcijanina stawała się natychmiast zachętą do przeniesienia tej swobody na inne sfery, co musiało prowadzić także do aktywności politycznej. I takie właśnie było działanie jego tez.

Za sprawą „młota”, czyli performującej słowo siły, słowo zostało wyjęte z bezpiecznych ram debaty akademickiej, której warunkiem jest autonomia, czyli brak politycznego zaangażowania. Słowo niemiarkowane profesjonalizacją, wzmocnione sterydami polityki stawało się fundamentem przemocy w imię sprawiedliwej zemsty. O takich politycznych konsekwencjach wolnej lektury Luter nie myślał; był nimi wstrząśnięty i przerażony. Jego pełna wściekłości reakcja na wojnę chłopską dobrze to ilustruje.

Nawołując w broszurze Przeciwko zbójeckim i morderczym hordom chłopów (1525) do bezwzględnego mordowania buntowników, przypominał ucznia czarnoksiężnika, usiłującego bezskutecznie zapanować nad siłami, które wyzwolił. Ale także w czasie pokoju doradzał utrzymywać poddanych i rodzinę w bezpiecznym posłuszeństwie, przyznając władzy prawo do przemocy, przeto

w światowym królestwie i w gospodarstwie usta i ręka w każdym urzędzie i stanie powinny zadawać cierpienie i szkodzić tym, którzy zło czynią, a nie wykonują tego, co im polecono.

Widać, że Luter myślał o rzeczywistości społecznej i politycznej w sposób homogeniczny; ład – wedle jego wyobrażeń wzorcowy – powinien być replikowany we wszystkich sferach, zarówno w państwie, jak i w rodzinie. Tłumaczył to zborowi w Kazaniu na ósmą niedzielę po Trójcy Św.:

W tym celu [Bóg] polecił rodzicom i gospodarzom, aby zwracali baczną uwagę na złe dzieci i domowników. Kto im się opiera, tego powierza świeckiej zwierzchności, która karze poprzez kata. Kat zaś jest grubiańskim kaznodzieją – ma on tak donośny głos, że może nim zdmuchnąć głowę z karku. Do tego wszystkiego istnieje jeszcze szatan, który (przy braku poprawy) może z Bożego zarządzenia karać głodem, zarazą, wodą i ogniem. […] Jeśli nie chcesz żyć pobożnie i dać się prowadzić Bożemu Słowu, to prowadzić cię będą kat i szatan, aby cię zgubić.

Nie kończył też wyłącznie na kaznodziejskich napomnieniach, sprzyjając, tym razem zgodnie z inkwizytorami, procesom o czary. Słynny podręcznik dla inkwizytorów Młot na czarownice Heinricha Kramera i Jakoba Sprengera ukazał się w 1486 roku i do 1520 miał czternaście wydań. Zarówno Luter, jak i wiele wspólnot luterańskich podzielali poglądy na czary tam zawarte. Wspólnoty protestanckie wytaczały procesy o czary równie skwapliwie co katolickie sądy inkwizycyjne. Luter chwalił egzekucję czterech czarownic w Wittenberdze w 1541 roku.

W czasie kontrreformacji obie strony działały jeszcze skwapliwiej. W kalwińskiej Genewie między 1556 a 1570 rokiem około dziewięćdziesięciu osób zostało oskarżonych, a ponad trzydzieści stracono. W samym 1571 roku – trzydzieści sześć. W ciągu następnego stulecia liczba procesów dalej rosła...

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Czytać, dużo czytać". Autor: Ryszard Koziołek. Wyd. Czarne.

Nie chcesz żyć pobożnie i dać się prowadzić Bożemu Słowu?

«« | « | 1 | » | »»