W Mozambiku trwa exodus ludności z północnej prowincji Cabo Delgado. Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji co najmniej 14 tys. ludzi, w tym wiele dzieci, opuściło swe wioski z lęku przed atakiem dżihadystów. Szczególnie zagrożoną grupą są chrześcijanie.
„Największym ryzykiem jest to, że [ofiary] zostaną zapomniane z powodu innych wojen toczących się w świecie” – mówi biskup Pemby António Juliasse Ferreira Sandramo w rozmowie z „The Catholic Herald”. Jak zaznacza, w ostatnich tygodniach całe wioski i miasteczka były równane z ziemią przez dżihadystów. Ten los spotkał ok. 12 miejscowości. „W tych wioskach wszystkie kaplice chrześcijańskie zostały zniszczone” – mówi hierarcha.
Ludzie w obawie o swe życie uciekają z Cabo Delgado, często niosąc cały swój dobytek w worku na głowie lub też zapakowany na rowerze. „To wszystko, co teraz mają. Z pewnością wkrótce pojawią się głód, pragnienie i choroby” – zaznacza biskup Pemby. Jak dodaje, ci którzy trafiają w ręce islamistów, często giną zastrzeleni lub przez ścięcie.
Misjonarze towarzyszą uciekającej ludności, by pomagać i podnosić na duchu. Ludzie czują się też bezpieczniejsi ze swymi pasterzami.
Nowa fala ataków w Mozambiku nastąpiła po małej stabilizacji, którą zaprowadzono z pomocą wojsk rwandyjskich i sił pokojowych ze Wspólnoty Rozwoju Afryki Południowej. W połowie grudnia rząd mozambijski ogłosił, że kontroluje 90 proc. prowincji Cabo Delgado. Eksperci ostrzegali jednak, że dżihadyści nie zostali rozbici, lecz wykonali taktyczny odwrót. Ostatnie tygodnie potwierdziły te przypuszczenia.
14 lat temu na północy Mozambiku odkryto złoża gazu, powstanie islamistyczne wybuchło 7 lat później. Z powody braku bezpieczeństwa inwestycje w wydobywanie gazu zostały przerwane.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."