Strach ma wielkie

Ludzie, którzy przeżyli doświadczenie śmierci klinicznej często opisują to przekroczenie progu życia jako niezwykle pozytywne, jako spotkanie ze światłem nieporównywalnym z czymkolwiek, co znali, od którego biło niesamowite ciepło, dobro, miłość i absolutna akceptacja, tak że człowiek jak najszybciej chciał znaleźć się w jego centrum.

Poziom lęku przed śmiercią rośnie też w naturalny sposób, jeśli w krótkim czasie w otoczeniu człowieka umiera kilka osób, szczególnie jeśli są to śmierci nagłe czy w młodym wieku. Takie sytuacje konfrontują ze świadomością, że kres mojego życia też może nastąpić w każdej chwili. Nie każdy zaś jest na to odejście gotowy. I wbrew pozorom, wcale nie chodzi tylko o sprawy wiary i pogodzenia się z Bogiem. Byłoby wielkim uproszczeniem twierdzić, że każdy wierzący jest już gotowy umrzeć.

Człowiek, nawet jeśli mocno ufa Bogu, nie jest gotowy, jeśli jest młody, ma głowę pełną planów, które chce zrealizować, albo czuje się odpowiedzialny za ważne zadania czy osoby, np. małe dzieci, które potrzebują jego opieki. Większość z nas ma też w sobie pragnienie, aby coś po sobie pozostawić i im mniejszy dorobek życiowy mamy na koncie, tym bardziej myśl o śmierci nas przeraża. „Jeszcze nie teraz – myślimy – jeszcze nic w tym życiu nie osiągnąłem”. Czasem nawet człowiek bardzo chory, który w świetle nauk medycznych powinien już umrzeć, też nie chce jeszcze umierać i potrafi żyć przez wiele tygodni, jeśli np. bardzo chce spotkać się przed śmiercią z ukochanym dzieckiem, które mieszka daleko, albo chce doczekać dnia jego ślubu.

Cóż więc oznaczają te zaskakujące słowa ap. Pawła z Listu do Filipian? Czy apostoł narodów, który te słowa napisał przecież w więzieniu, był już tak utrudzony życiem, że miał ochotę odejść? Podobne pragnienia nie były przecież obce innym mężom Bożym, wystarczy wspomnieć Mojżesza (zob. 4 Księga Mojżeszowa 11,15), Eliasza (zob. 1 Księga Królewska 19,4), Jeremiasza (zob. Księga Jeremiasza 20,14–18) czy Jonasza (zob. Księga Jonasza 4,8). Choć można byłoby domniemywać, że i Paweł mógł czuć zmęczenie brzemieniem służby, jednak jego słowa różnią się zdecydowanie od słów innych mężów Bożych, życzących sobie śmierci. Dla Pawła prawdziwe życie jest możliwe tylko w Chrystusie i wbrew pozorom jego pragnie śmierci jest tak naprawdę pragnieniem życia! Paweł wiedział, że musi umrzeć, aby móc żyć.

My też to wiemy, czy więc naszej wierze czegoś brakuje, skoro odkrywamy w sobie silne pragnienie życia i nie chcemy jeszcze umierać? Dlaczego tak kurczowo trzymamy się naszej doczesności? Czyżbyśmy wątpili w to, że wieczność da nam tę upragnioną pełnię szczęścia? A może jednak Pawłowi było łatwiej, bo wiedział więcej niż większość z nas? Mimo że zdrowy człowiek nakierowany jest na ochronę życia, to jednak nie każdy boi się śmierci. Ten lęk jest obcy ludziom, którzy przeżyli doświadczenie śmierci klinicznej. Większość z nich opisuje to przekroczenie progu życia jako niezwykle pozytywne, jako spotkanie ze światłem nieporównywalnym z czymkolwiek, co znali, od którego biło niesamowite ciepło, dobro, miłość i absolutna akceptacja, tak że człowiek jak najszybciej chciał znaleźć się w jego centrum. Wszyscy podkreślali, że chcieli tam pozostać i wcale nie mieli ochoty wracać do ziemskiego życia, mimo tego, że niektórzy z nich posiadali rodziny, dzieci i wiele niedokończonych spraw. W obliczu spotkania z wiecznością wszystko to, co ziemskie, straciło dla nich jakąkolwiek wartość.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama