Jerzy Pilch w swoim dzienniku, publikowanym na łamach tygodnika "Przekrój", pisze tym razem o luterańskiej mentalności oraz o polskich mediach, które niestety kiepsko radzą sobie z informowaniem o tematyce protestanckiej.
- Zarzutu niepraktykowania specjalnie bym nie demonizował – pisze Pilch. – W końcu można nie praktykować, do kościoła nie uczęszczać, w chórze kościelnym nie śpiewać, od wszelkich form zbiorowego życia parafialnego stronić, w ogóle można – i to można swobodnie – być całkowitym luterskim odludkiem, ale można przy tym liczne cnoty luterskie (choćby pracowitość i inne niezawodności) w życiu codziennym stosować. Wiadomo, że powinno być i to, i to, ale jak się pełnej doskonałości osiągnąć nie da, to lepszy ten, co do kościoła nie chodzi, ale pracuje rzetelnie, niż na odwrót.
Pilch zauważa także, że w „luterskiej doktrynie” co prawda czegoś takiego, jak hierarchia występków nie ma, ale gdyby była, to za najcięższy ewangelicki grzech uchodziłoby właśnie lenistwo.
- Podskórnie to zresztą funkcjonuje, popularne w moich stronach przysłowie nawet pijaka stawia wyżej niż lenia; niżej i gorzej niż leniem być nie można – czytamy w dzienniku pochodzącego z Wisły pisarza, w którym ubolewa on także nad poziomem tekstów o protestantach, ukazujących się w polskiej prasie.
Nieustannie pojawiają się „kiksy”, z których wynika między innymi, że luterańska młodzież przystępuje do sakramentu bierzmowania, zaś Kościołem ewangelickim rządzą arcybiskupi.
Więcej na ten temat w najnowszym „Przekroju”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."