Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich (Mt 18,20)
Tysiące osób, prawie jedna czwarta irackich chrześcijan, zostało zmuszonych do ucieczki i porzucenia domów po tym jak islamscy rebelianci zajęli miasto Qaraqosh w prowincji Niniwa, opuszczone przez siły kurdyjskie.
Egzekucja amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya może być początkiem końca Państwa Islamskiego w Iraku i Lewancie.
Co robi ginąca cywilizacja chrześcijan w Iraku? Ginie. Na odchodne jeszcze przebacza oprawcom, nie oskarża Boga i... buduje uniwersytet. Ks. Douglas al-Bazi, torturowany przez islamistów, opowiedział nam o dumie z kraju, który połamał mu żebra i powybijał zęby.
„Przechodzimy drogę krzyżową, to bardzo trudne, bo jesteśmy tylko ludźmi. Jednak wierzymy, że Bóg o nas nie zapomni”. Wielkie wrażenie robi świadectwo ludzi, którzy stracili wszystko, a jednak nie wyparli się wiary.
W ciągu miesiąca około 15 tys. przesiedlonych chrześcijan, którzy ucierpieli w związku z działalnością bojowników Daesh (ISIS), powróci do miast na równinie Niniwy.
Opowiada o tym biskup pomocniczy Westminsteru Paul McAleenan, który niedawno odwiedził północny Irak.
Nie liczy się ilość wiernych, ale jakość wiary. Nasza obecność tutaj jest znakiem powtórnych narodzin, rozpoczynamy nową drogę z tą małą trzódką. To słowa chaldejskiego arcybiskupa Mosulu z okazji Świąt Wielkanocnych, które celebrował w tym mieście z około 15 chrześcijańskimi rodzinami.
Mija siedem lat od wygnania chrześcijan z Równiny Niniwy. Zniszczenia po działaniach fundamentalistów z tzw. Państwa Islamskiego wciąż są ogromne. Wiele domów, zakładów pracy i kościołów czeka na podniesienie z gruzów. „Ludzie wciąż boją się wracać na te tereny, pamiętają bowiem horror jaki przeżyli” – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Renato Sacco z organizacji Pax Christi International, która niesie wsparcie Irakijczykom.