Utrudniają wiernym przychodzenie do cerkwi

Prorosyjscy separatyści odcinają prąd i wodę, żeby wierni nie przychodzili do cerkwi Prawosławnego Kościoła Ukrainy.

Tak o sytuacji w samozwańczych republikach: donieckiej i ługańskiej na wschodzie kraju mówi arcybiskup doniecki i mariupolski Prawosławnego Kościoła Ukrainy Sergiusz (Gorobcow). Podkreśla, że jego Kościół konkretnymi działaniami okazuje troskę o wiernych, bez względu na ich narodowość, co sprawia, że gromadzi coraz więcej osób, które do tej pory wspierały Rosyjski Kościół Prawosławny na Ukrainie i nie znało innej kościelnej jurysdykcji niż Patriarchat Moskiewski.

W rozmowie z portalem Orthodox Times hierarcha zwrócił uwagę, że od czasu wojny rozpoczętej przez Rosję w 2014 r., zniszczeniu uległa infrastruktura, podupadła gospodarka, jest duże bezrobocie, a wielu ludzi potrzebuje pomocy psychologicznej z powodu wojennej traumy. – Osoba, która przychodzi do Kościoła po pomoc często jest gniewna i obcesowa. Odnosimy się do niej ciepło i z uwagą, co powoduje, że zmienia się na naszych oczach. Nawet ci, którzy byli przeciw Ukrainie i Kościołowi ukraińskiemu rozumieją, że byli w błędzie. Tak było w przypadku wielu osób, które do nas przyszły. To mozolny i powolny proces, ale przynosi pewne rezultaty – wskazał arcybiskup odnosząc się do faktu, że na tych terenach dominującą rolę zawsze odgrywał Patriarchat Moskiewski.

– Kiedy patriarcha ekumeniczny Bartłomiej wydał tomos o autokefalii Prawosławnego Kościoła Ukrainy, niektóre parafie chciały się do niego przyłączyć. Gdy jednak zwierzchnicy [Kościoła należącego do] Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie zorientowali się, co się dzieje, zaczęli wywierać presję i zastraszać konkretne parafie. I te naciski zakończyły się sukcesem – opowiada hierarcha, przypominając wysiłki Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) w powstrzymaniu przechodzenia wiernych i parafii do nowo powstałego PKU.

Podkreśla, że praca ukraińskiego Kościoła na terenach zajmowanych przez separatystów ma charakter wyłącznie religijny i humanitarny, bez mieszania się w sprawy polityczne. PKU ma tam 36 cerkwi pod swoją jurysdykcją i prowadzi jeden dom opieki. Ale z powodu sytuacji politycznej jego praca napotyka na duże trudności. – Odcinają nam prąd i wodę, stwarzają liczne problemy, aby wierni nie przychodzili [do nas]. Nadal nie pozwalają naszym księżom na przyjazd na okupowane obszary. Zostało tam tylko pięciu kapłanów. Ostatnio ksiądz wyjechał, by kupić lekarstwa dla krewnych i nie pozwolono mu wrócić – żali się abp Sergiusz.

Mimo to jest optymistą, gdy chodzi o przyszłość Prawosławnego Kościoła Ukrainy w regionie donieckim i na całej wschodniej Ukrainie, gdzie wielkie wpływy ma Rosyjski Kościół Prawosławny. – Udało nam się złamać stereotyp, który tutaj istniał: gdy ktoś szedł do kościoła, musiał coś ze sobą przynieść. Nie robimy problemu z tak zwanym dress code’m. Na przykład nie prosimy kobiety o wyjście z cerkwi, gdy nosi dżinsy. Mamy inne podejście w stosunku do tego, które istniało wcześniej i ludzi to zauważyli. A jednocześnie stale rozwija się nasza akcja humanitarna – wylicza hierarcha.

– Tylko w Boże Narodzenie odwiedziłem około 200 rodzin wręczając prezenty ponad 500 dzieciom. Odwiedziliśmy także osoby chore na COVID-19, przynosząc im zapasy żywności i lekarstwa. Niedawno otworzyliśmy pokoje gościnne dla kobiet, które doświadczyły przemocy domowej. Pomagamy ludziom, którzy wyprowadzili się z okupowanych obszarów, pomagając im stanąć na własnych nogach i znaleźć pracę. Księża regularnie odwiedzają szpitale i więzienia. Jeśli będziemy nadal tak robić, mieszkańcy Doniecka na pewno zwrócą się ku PKU. Czas gra na naszą korzyść – uważa arcybiskup doniecki i mariupolski PKU.

«« | « | 1 | » | »»

Reklama