Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan

Nawet głuchym przywraca słuch i niemym mowę (Mk 7, 37)

W historii Kościoła rejestrujemy wiele herezji; część z nich wynikała z jednostronnego postrzegania Jezusa Chrystusa - albo jako Boga, albo jako człowieka. Sobór w Chalcedonie (451 rok) rozstrzygnął te spory, oświadczając, iż za świętymi Ojcami wszyscy jednogłośnie polecamy wyznawać, że jest jeden tylko Syn, Pan nasz Jezus Chrystus, całkowity w bóstwie i całkowity w człowieczeństwie, prawdziwy Bóg i jednocześnie prawdziwy człowiek, złożony z rozumnej duszy i z ciała, współistotny Ojcu co do Bóstwa, współistotny nam co do człowieczeństwa, „we wszystkim nam podobny oprócz grzechu" (Hbr 4,15). Przed wiekami zrodzony z Ojca jako Bóg, a w ostatnich zaś czasach zrodzony jako człowiek z Maryi Dziewicy i Bogarodzicy (Theotokos) dla nas i dla naszego zbawienia. Polecamy wyznawać jednego i tego samego Chrystusa Pana, Syna Jednorodzonego w dwóch naturach bez pomieszania (asynkiitos), bez przemiany (atreeptos), bez podziału (adiaireetos) i bez rozłączenia (akoriistos), gdyż różnica obydwu natur nie została zniszczona przez ich zjednoczenie, wprost przeciwnie, właściwości każdej z natur są zachowane i zjednoczone w jednej osobie i w jednej hipostazie. Wyznajemy nie Syna rozdwojonego lub podzielonego na dwie osoby, lecz jednego Syna Jednorodzonego, Logosa Boga, Pana Jezusa Chrystusa, jakiego głosili ongiś prorocy, jaki się nam objawił i takiego, jakiego przekazał nam Symbol Ojców. (Cytat za: L. Wegener, S. Włodarski, „Siedem soborów ekumenicznych", Warszawa 1969, s. 130-131). Oznacza to więc, że Bóg jest Panem zarówno rzeczywistości duchowej, jak i cielesnej; tej, której oczekujemy po zmartwychwstaniu, jak i tej, którą przeżywamy w naszej ziemskiej pielgrzymce. Akcent działalności Kościoła nie może być zatem ekskluzywnie położony ani na ducha, ani na ciało. Parafrazując znane chrześcijańskie stwierdzenie, należałoby wyznać, iż wierzymy zarówno w życie po śmierci, jak i w życie przed śmiercią. Symbolicznym wyrazem tego przenikania się i de facto nierozdzielności wymiaru wertykalnego i horyzontalnego rzeczywistości jest krzyż.

Bóg nie jest oddalony od człowieka w jego ziemskiej wędrówce; On jest obecny w tym świecie i jednocześnie oczekuje nas w wieczności. Dyskredytacja któregoś z tych obszarów prowadzi albo do duchowej obojętności i zaniku życia modlitewnego, albo do porzucenia odpowiedzialności za teraźniejszość. A przecież Jezus sprawia, że głusi słyszą i niemi mówią; w dzisiejszej sytuacji oznaczać to może na przykład obecność chrześcijan w życiu społeczno-kulturowym oraz troskę ludzi ekonomicznie, politycznie i religijnie marginalizowanych. Zbyt często oddajemy pole tej działalności ludziom niewierzącym, sądząc, że królestwo Boże i tak nie jest z tego świata. Czyż jednak królestwo Boże nie jest pośród tych, którzy zabiegają o sprawiedliwość i pokój, radość w Duchu Świętym? (Rz 14,17). Czyż Kościół nie został powołany, aby był solą ziemi i światłością świata, nie tylko przecież w wymiarze dogmatycznych ustaleń, lecz również jako wzór praktycznego działania? (Mt 5,13-16). To wyzwanie nabiera szczególnego znaczenia w dzisiejszej dobie społecznych napięć i niepokoju politycznego na świecie. Jeśli więc mamy ambicję realizowania misyjnego nakazu Jezusa (Mt 28,18-20), nie możemy poprzestać na zadowoleniu z poprawności doktrynalnej czy liturgicznej. O jakości naszego świadectwa decyduje bowiem życie i czyny - szacunek i miłość okazywane drugiemu człowiekowi, kimkolwiek by był: bratem z Kościoła, przedstawicielem innej religii czy też członkiem nieakceptowanej powszechnie mniejszości społecznej. Jezus uczy nas miłości do Boga i miłości do bliźniego (Mt 22,34-40) - oto miara duchowości, oto miara chrześcijaństwa i jakości naśladowania Mistrza.

Dietrich Bonhoeffer, jeden z największych teologów XX wieku, napisał, że Chrystus jako idea, system doktryn, ogólna religijna świadomość łaski bądź odpuszczenia grzechów nie czyni naśladowania koniecznym, a nawet wyklucza je, jest mu przeciwny. Ideę można poznać, zachwycić się nią, a może nawet zrealizować, ale nigdy nie powstanie między nią a człowiekiem relacja osobistego, posłusznego naśladowania. Chrześcijaństwo bez żywego Chrystusa pozostać musi chrześcijaństwem bez naśladowania, a chrześcijaństwo bez pójścia za Jezusem jest zawsze chrześcijaństwem bez Jezusa Chrystusa, jest ideą, mitem. (...) Naśladowanie bez Jezusa Chrystusa to wybranie własnej drogi, może idealnej, może męczeńskiej, ale pozbawionej obietnicy. (D. Bonhoeffer, „Naśladowanie", tłum. J. Kubaszczyk, Poznań 1997, s. 23). Oby dobry Bóg sprawił, że nasze życie będzie kroczeniem śladami Jezusa w żywej relacji z Nim samym, w postawie miłości, otwartości i troski o drugiego człowieka. Tylko wtedy bowiem będziemy spadkobiercami obietnicy danej Abrahamowi (Rz 4,13-25).

Mirosław Patalon, Kościół Chrześcijan Baptystów w RP

Modlitwa powszechna (przyczynna)

«« | « | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |