Cel Jego przyjścia można tak ująć: Bóg chce się darować światu, aby go pociągnąć ku sobie.
Tym samym jednak cierpienie nie przestaje być cierpieniem, a śmierć śmiercią. Ale cierpienie i śmierć odtąd mają „przyszłość”. Nie są już znakiem przegranej, nie są przeznaczeniem, ale mogą pomóc w zbawieniu i mogą oznaczać początek nowego życia. Krzyż Jezusa -dotąd negatywny symbol bezsensownej śmierci - staje się pozytywnym znakiem umieszczonym przed klamrą, która obejmuje całe nasze życie. Tam, gdzie ktoś przez śmierć czuje się zjednoczony z Chrystusem, ma miejsce nowy początek jako że i ziarno pszeniczne musi najpierw „obumrzeć”, aby przyniosło plon stokrotny (por. J 12,24). Tylko w przypadku całościowego ujęcia tego, co jest, oraz tego, co ma nastąpić, czyli tylko dzięki świadomości, że nasze ziemskie bytowanie to jedynie wycinek życia, do jakiego nas Bóg przeznaczył, cierpienie staje się znośne. Bo „cierpień czasu tego nie da się porównać ze wspaniałością, która stanie się naszym udziałem”. Nasze spojrzenie wymaga zwiększonej głębi ostrości, my musimy spojrzeć poza granicę śmierci. Dopiero na tle całości szczegół nabiera swego sensu. W ten sposób chrześcijanin żywi ufność, iż wszelkie zło obróci się w dobro. Jest przekonany, że Bóg, biorąc pod uwagę całość, doprowadzi jednak do szczęśliwego końca swoje stworzenie i człowieka. Tak więc z największej rozpaczy człowiek wierzący rzuca się w objęcia bezgranicznej ufności; teraz nie szuka już wyjaśnień, ale ufa i ma nadzieję: Bóg nie jest przeciw nam, ale dla nas.
Tym samym cierpienie nie ulega pomniejszeniu czy nawet gloryfikacji. Nadal pozostaje ono zadaniem chrześcijanina, aby posługując się wszelkimi dostępnymi środkami zwalczał cierpienie i coraz bardziej je wypierał. Chrześcijańskie „znoszenie”, chrześcijańskie „poddanie się” to nie bezczynne przyjęcie nieszczęść oraz zła, ale w najwyższym stopniu aktywne „tak”. Podobnie jak Chrystus, chrześcijanin podejmuje walkę ze złem; gdzie zaś nie może przezwyciężyć cierpienia czy zła, znacznie pomniejsza jego rozmiary przez to, że jeden drugiemu pomaga nieść brzemię; gdzie zaś i to jest niemożliwe, przyjmuje on cierpienie ufając w ostateczny cel i w dobry koniec. Tak przezwycięża je - podobnie jak Chrystus - przez to, że je znosi. Tylko w ten sposób bywa ono ostatecznie pokonane. Chrystus nie nałożył na nas nowego ciężaru - chrześcijaństwo nie wynalazło cierpienia - ale chce nam pomóc w przetrwaniu go.
Chrześcijaństwo nie służy w żadnym wypadku temu, by łatwiej uporać się z trudnościami życia; nie jest plasterkiem na rany nieszczęść doczesnych. Również chrześcijanin lęka się cierpienia, ale on dopatruje się w nim sensu. Oczywiście trzeba wierzyć w Boga i w Jego objawienie, aby to móc zobaczyć. Czyż jednak gdziekolwiek uzyskujemy lepszą, bardziej godną człowieka odpowiedź na pytanie dotyczące cierpienia? Przede wszystkim zaś czy istnieje lepsza możliwość przetrzymania i przetrwania cierpienia, aniżeli właśnie to zaufanie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."