Wszyscy jesteśmy dziś za możliwie największą wolnością jednostki w społeczeństwie. Z szacunku dla człowieka. Że tym samym także ryzyko nadużycia jej staje się większe niż w społeczeństwie, gdzie wszystko ściśle uporządkowano stosownymi przepisami, to oczywiste.
Bóg nie chce zła, ale odważył się stworzyć człowieka tak wielkim, gdyż jest pewny - jak to jeszcze zobaczymy - że ostatecznie Jego miłość także zło obróci w dobro, że mimo to Bóg zrealizuje swoje zamysły wobec stworzonego przez siebie świata.
A co z cierpieniem?
Natychmiast pojawia się jeszcze większa wątpliwość: skąd bierze się cierpienie, którego w żadnym wypadku nie możemy połączyć z grzechem; cierpienie, które nie pochodzi od człowieka, które nie zależy od jego wolnej woli, któremu on raczej się sprzeciwia? Skąd biorą się katastrofy (trzęsienia ziemi, wypadki, powodzie, głód), skąd cierpienie ludzi niewinnych, dzieci? Skąd nędza i łzy, niepokój i lęk, a wreszcie śmierć? Każdy z nas musi z tego rodzaju cierpieniem iść przez życie i stąd zna je aż nadto dobrze. Kto jest za to odpowiedzialny? Czy nieistnienie świata nie byłoby lepsze aniżeli taki świat? Świat stworzył Bóg, czyż z tej racji nie należy tego wszystkiego Jemu ostatecznie przypisać?
Zarzuty przeciwko Bogu, poczynając od początku dziejów ludzkości aż po nasze czasy, miały swoje źródło przede wszystkim w problemie cierpienia. Ktoś zatelefonował do mnie: ,,Czytał Pan w gazecie o bestialskim mordzie na małej dziewczynce? Proszę, niech mi Pan powie - bez pobożnych uników - gdzie był w tym momencie Bóg? Nie mogę wierzyć w Boga, który dopuszcza to wszystko”. No tak, jak można to wszystko pogodzić z wyżej wspomnianą miłością Boga? A może jest On bezsilny? Żaden naturalny ojciec nie mógłby się przyglądać, jak jego dzieci cierpią. ,,Nie, księże”, powiada lekarz do księdza w Dżumie Camusa, „ja mam inne wyobrażenie miłości i aż do końca życia będę się wzdragał przed umiłowaniem stworzenia, w którym dzieci będą cierpiały”.
Trzeba przyznać: dla człowieka wierzącego cierpienie jest strasznym problemem i pokusą; ale również dla ateistów pozostaje ono zagadką. Niedopuszczalny jest tu unik, musimy problemowi temu poświęcić trochę czasu.
Niejeden czyni propozycję: lepiej weźmy się do dzieła, budujmy szpitale, dbajmy o postęp nauki, aby złagodzić ból i oddalić śmierć, udoskonalajmy struktury społeczne - zamiast stawiać pytania, na które przecież nie potrafimy dać odpowiedzi. Lepiej walczmy z cierpieniem, zamiast zastanawiać się nad nim.
Bez wątpienia, nam, ludziom, zlecono, byśmy to wszystko czynili. Cierpienie, dolegliwości są czymś złym i pozostają w sprzeczności z wolą Bożą. Ktokolwiek i gdziekolwiek uśmierzałby cierpienia, usuwał zło, ten działa z polecenia Boga, który nie chce bezczynnej uległości w stosunku do zła tego świata, ale przeciwnie, chce, by ten świat był dobry i szczęśliwy. Ale czy uda nam się całkowicie usunąć cierpienia ze świata? Żaden lekarz nie będzie leczył samego tylko bólu nie pytając, co go powoduje - zajmie się szukaniem przyczyny choroby. Czy możemy zatem i czy wolno nam po prostu uchylić pytanie dotyczące przyczyny i sensu cierpienia? Czy w takim jednak razie nie zatrzymalibyśmy się znowu na bezsensowności naszej egzystencji?
Więcej na następnej stronie